sobota, 2 lipca 2011

Z życia Lulu - rower z lamusa 2 - ciągle pada ...

Lulu tydzień temu rowerowy szał w czyn obrócić chciała. Założeniem nie była jazda codzienna na rowerze, bo to rzecz niemożliwa. Planowała co drugi dzień w tygodniu i w każdy dzień wolny od pracy, choćby na godzinkę. Taki był plan. W pozostałe dni wolne od roweru, miała wykorzystać na suchą jazdę rowerową, czyli rowerek na podłodze. 
Niestety, plany planami, a pogoda pogodą. W tygodniu tylko dwa razy jej się udało wyjechać na ścieżkę rowerową, przebyła nie tak dużo, bo raptem 46,5 km. Drugi wypad skończył się powrotem w deszczu, choć naprawdę niewiele brakowało. Zostało jej pół kilometra do mety, jak nie lunie, jak nie walnie ... Lulu mocniej zaczęła pedałować. Krople deszczu uderzyła po jej twarzy, zalewały oczy, schyliła głowę, widziała tylko przednie koło roweru. Próbowała przemykać pod drzewami, żeby mniej zmoknąć, ale na nic się to zdało. Wolna przestrzeń całkowicie ją zmoczyła. Zanim dojechała do mety, była cała mokra. Zmęczona, ostatnim wysiłkiem wciągnęła rower do klatki i na jednym kole wjechała nim do windy. Dla Lulu jest to najgorszy odcinek trasy, podniesienie roweru do pionu, żeby do windy go zmieścić. Nie raz w myślach złorzeczyła, że udusiłaby twórcę małych wind. 


Przyszła sobota, rower kurzem obrasta, a co będzie jutro? Lulu z tęsknotą spogląda na rower, jakże chętnie popędziłaby teraz na nim z szybkością 30 km/h, żeby ból w udach poczuć, żeby tchu w piersi zabrakło i zapomnieć choć na chwilę o troskach, problemach, smutkach ...

Prześlij komentarz