poniedziałek, 29 sierpnia 2011

Z hojowego frontu - 17 - o hojach z Tajlandii po raz kolejny

Obiecywałam sobie, że z Tajlandii nie będę już ściągała hoi, bo przychodzą w stanie opłakanym i bardzo często nie udaje mi się utrzymać ich przy życiu. Na obiecankach się skończyło. Skusiłam się na: hoya fusco-marginata, bo ma przepiękną ciemną obwódkę wokół liści.


Powiedzmy, że to ostatnie zakupy. Nie chcę sobie niczego obiecywać, bo wiem z doświadczenia, że takie obiecanki są nic nie warte. A skoro już kupuję i płacę za transport to może dorzucić jeszcze inne? Były tanie. I tak do paczki doszła hoya incrassata „moon shadow” – wiem, mam już ją, ale jeszcze jedna nie zaszkodzi, bardzo mi się podoba ta odmiana hoi.


Dwie, to trochę mało. Niech będzie jeszcze trzecia. Którą by tu wybrać? Hm ... hoya vitellinoides.



Też już jedną mam, ale może ta będzie miała inny rysunek? Pierwsza jest z Holandii, pisałam o niej tutaj
Paczka została wysłana w poniedziałek, odebrałam ją na poczcie w piątek. Szybko. Czego się można spodziewać po tajlandzkich hojach? Jak zwykle tego samego. Rośliny przysuszone, z pomarszczonymi liśćmi, pomimo, że wszystkie ukorzenione, to korzenie suche. Nie wiem, czy z tych korzeni coś będzie. W każdym razie poszły na 6 godzin do wody z cukrem (miodu w kuchni zabrakło). Następnie w mech sphagnum i do woreczków foliowych, choć nie wiem, czy nie wsadzę je do podłoża, nie podsypię mikoryzą - tylko dlatego, że ją mam i żeby ją zużyć - i nie zapakuję do worków foliowych. Wszystko byłoby ok. gdyby coś mnie nie tknęło. Hoja incrassata „moon shadow”, którą kupiłam jest większa od tej, którą dostałam. Sprzedawca uznał swoją pomyłkę i po tygodniu dostałam tą właściwą.

 Prawda, że jest różnica?

Hoja też jest przysuszona, wiotka i ma suche korzenie. Zapakowana, no właśnie, nie była zapakowana, tylko luzem wsadzona do pudełka. I wiecie co? Widzę, że ten sposób bardzo się sprawdził. Hoje po tygodniu nadal żyją, korzenie im odżyły, a liście nabierają masy.

I tak właśnie tworzą się nadwyżki roślinne.
Duże podziękowania dla apodagis, bo to od niego są hoje, za ładne i zdrowe rośliny. 

sobota, 27 sierpnia 2011

Z życia Lulu - wyprawa do ZOO

Choć mieszkam w Warszawie, to w ZOO byłam parę razy. I wcale nie mam daleko. Dość blisko, 20 minut autobusem, rzut beretem, jak na Stolicę. Dreptałam przez 5,5 godziny, bez przystanku, bez ławeczki, bez kawy, chipsów, hamburgerów, ale ... z gofrem z bitą śmietaną. O, jest tam co pojeść i to prawie przy każdym budynku. Naprawdę trzeba mieć zaparcie, żeby nie skusić się na zapachy zza każdego rogu dolatujące. Ale do rzeczy. Co mnie najbardziej urzekło? Jak myślicie? Bingo! Roślinność. A szczególnie w jednym budynku, tylko problem mały, nie pamiętam, co to za budynek, tyle ich jest. Na pewno nie żyrafiarnia, a może słoniarnia? W każdym razie zobaczcie, jakie cuda tam mają.






Dwa wielkie epiphyllum oxypetallum. Olbrzymy! Ogród botaniczny takich nie ma. Do tego masa kliwii, na zdjęciach nie widać dokładnie koloru kwiatów, ale są czerwone. Kelosak miałaby na co popatrzeć. Szok! Kasia takich dzwonków nie mamy!

Stałam jak zaczarowana. Mogłabym tam pracować. 


 Mogłabym również godzinami siedzieć na ławeczce w sali wolnych lotów
5,5 godziny i czuję niedosyt. Czas ten zleciał tak szybko, że nie zdążyłam poczuć nudy, ani zniechęcenia dalszym dreptaniem. Następną wyprawę do ZOO planuję późną jesienią, bądź zimą.  Szczególnie ciekawi mnie widok pływającego hipopotama w wielkim akwarium. Niestety, latem wygrzewa się na powietrzu i widać co najwyżej uszy i oczy.
Więcej zdjęć znajduje się na stronie - Wyprawa do ZOO

czwartek, 25 sierpnia 2011

Piękna jak miód - Hoya macrophylla variegata II

Choć mam już jedną hoję macrophylle variegatę, ale ta hoja była w sprzedaży łącznej z hoją macrophyllą reverse. Nie było innego wyjścia. Albo obie, albo żadna. Przyszła z liśćmi mocno żółtymi, musiałam ją ciąć. Niestety na kawałki, a tego bardzo nie lubię robić. Generalnie nie jestem zwolennikiem cięcia roślin na kawałki. Stąd nigdy nie mogłabym kupić dorosłej rośliny z zamiarem jej pocięcia. Wpadłabym we własną pułapkę. Zapchałabym się dużymi hojami, na które obecnie nie mam miejsca i do tego umoczyła dużo kasy. Tę hoję po koniecznym - zaznaczam - cięciu, mogłam sprzedać na allegro. Fakt, część sprzedałam, bo kawałków było dużo. Ale, że hoja miała grube łodygi, do tego ładne liście, to trochę zostawiłam sobie. I proszę, jaki krzak :-)

Hoya macrophylla variegata II


Nie będzie nowością, jak powiem, że hoja przyleciała ze Stanów, oczywiście z przystankiem tu i tam. Nie wiem czemu, ale właśnie zza oceanu są najładniejsze hoje. I świetnie przeżywają podwójną podróż.
Siedzi w doniczce, którą da się podwiesić. Od wiosny wypuściła trzy liście. Ale mnie się nie spieszy. Może stać w miejscu do wiosny przyszłego roku. Bo idzie wielkimi krokami jesień, a tu rośliny na balkonie, które sezonowymi nie są, i które niedługo o miejsce na regałach będą walczyć.
Staram się nie dublować hoi, bo to strata miejsca, ale tę odmianę mogę mieć w podwójnej ilości.

wtorek, 23 sierpnia 2011

Chirita - rośliny rosnące w żółwim tempie

Rosną tak wolno, że momentami jest to denerwujące. A kwiaty? Może w przyszłym roku się doczekam.
Wszystkie cztery wyhodowane są z listka.
 Chirita "Aiko"
Chirita "Piccolo"
Chirita "Deco"
Chirita  sinensis "Hisako"

I to wszystkie chirity jakie mam. Na razie mam mieszane uczucia, co do nich. Ten ich powolny wzrost ... zniechęca ... brak pąków ... zniechęca ... Jedynie chirita "Aico" trzyma mnie jeszcze. Drepczę w miejscu i czekam z niecierpliwością na jej żółte kwiaty. Pąki stoją ponad miesiąc. Czy u chirit jest to normalne?

piątek, 19 sierpnia 2011

Kapuściane przypadki - odmianowy i hipermarketowy

Kelosak doczekała się. Przegląd kapuścianych przypadków od hipermarketowych produkcji po ukraińskie piękności. Nie ma tego wiele. A chirity? No cóż, te to rosną w ślimaczym tempie, nie wiem czy w tym roku choć jednego kwitnienia się doczekam.

Fiołek afrykański "Buckeye Sarsparilla"
Fiołek afrykański "Rebel's Rhubarb Frost"
Jeszcze nie kwitł

Hipermarketowy rzut parapetowy  - czyli zakładowe piękności

"Zakładowa" "Krysia"

Do kwitnienia zbiera się aeschynanthus speciosus, parapet zakładowy ciągle zachwyca kolorem barw, wszyscy się zachwycają, o jej - padają głosy, jaki parapet! Albo o jej - ile kwiatów! A to przecież moje oczko w głowie, jak przerwa śniadaniowa, chwila na zebranie myśli, relaks choć na sekund parę, gdy mózg paruje i problemu rozwiązać nie może, wtedy wstaję, pochylam się nad moim ogrodem, zbieram myśli, szukam rozwiązania, ładuję akumulatory, a szef mówi: "Pani Doroto, jak wróci pani z ogrodu to proszę zrobić to i to". Bez ogrodu w pracy nie mogłabym już funkcjonować ...

środa, 17 sierpnia 2011

Z hojowego frontu - 16 - kwiatowe rozczarowanie

No nie. Tego się nie spodziewałam. Jeden dzień, a może i mniej i po kwitnieniu? 
Dzisiaj kwiaty wyglądały tak. Czemu się zamknęły …


Ja się tak nie bawię. Gdybym wczoraj nie zrobiła fotek, to dzisiaj byłabym zła na siebie jak osa. I to jest właśnie powód, dla którego wybierając hoje, kieruję się ich liśćmi. Nigdy kwiatami. Kwiaty są dziś, jutro nie ma, a liście zostają cały rok. Edyta sugeruje, że to nie jest vitellina, tylko jakaś finlaysonii.  Nadal ta hoja niewiadomą pozostaje. Gdyby ktoś miał jakieś sugestie, to proszę o komentarz. Choć wątpię, czy dojdziemy prawdy.

Z życia Lulu - rower z lamusa

Nie chcąc mnożyć post po poście, z życia Lulu trochę będzie. A raczej z wątku o rowerze z lamusa. Niestety rower musi wrócić do lamusa. Uszkodziłam kolana, tak brzmi ładniej niż napisać, że starość puka do drzwi. Może za bardzo szpanowałam, za szybko jeździłam, choć nie powiem, w tygodniu lubiłam pojechać na czas. A teraz? Teraz trasę objazdu jeziora Łańskiego, jaką miałam w planach we wrześniu, można schować do szuflady. Nic z tego. Kolana bolą, rwą każdego ranka, do pracy ciężko dotrzeć, schody przeszkodą okrutną. A przecież do metra dostać się trzeba i zejść do podziemi. Ech, ukucnąć ciężko, podpierać się jak staruszka trzeba. W pracy niby siedząca, ale chodzić też trzeba. Co będzie dalej? Czy reklamowany Altresan pomoże? Nawet, jeśli tak, to i tak rower w lamusie pozostać musi. Czyżbym sezon na 650 km zakończyć musiała?! Ech, starość nie radość, młodość nie wesele. Taka zła jestem.

 Czy kwitnienie kolejnej hoi pocieszeniem być może ...

wtorek, 16 sierpnia 2011

niedziela, 14 sierpnia 2011

Przeżyła podróż - Hoya finlaysonii "Rippled leaf"

Wreszcie zebrałam się w sobie i chcę Wam pokazać jedną z moich ulubionych hoi, choć 99% jest ulubionych. Hoya finlaysonii "Rippled leaf", przyleciała w październiku 2010 r. z Hawaii z przystankiem w San Diego i jako jedyna przeżyła podróż od sprzedawcy. Zalana w trupa. Pomimo, że była ukorzeniona, musiałam korzenie mocno przyciąć. Cud, że nie padła. Podlewałam bardzo oszczędnie, wręcz kropelkowo. Stała w miejscu bardzo długo, dopiero w kwietniu 2011 r. ruszyła do przodu.

Stanowisko stałe - okno wschodnie ze słońcem do godz. 12.
Podłoże luźne: rozdrobnione storczykowe z domieszką agroperlitu, włókna kokosowego oraz ziemi do pikowania. Wtedy jeszcze stosowałam storczykowe. Teraz nie wsadziłabym ani jednej hoi do tego podłoża. Dlatego podlewam ją bardzo oszczędnie.

Hoya finlaysonii "Rippled leaf"

Październik 2010 r.

Kwiecień 2011 r.
Sierpień 2011 r. 

 
Ma szorstkie, chropowate liście, które ładnie wybarwiają się na słońcu
 Rośnie na dwa pędy i wytworzyła jedną szypułkę kwiatową.

sobota, 13 sierpnia 2011

Uparciuszka - hoya loyceandrewsiana

Ona uparta, ale ja uparta jestem bardziej. Pamiętacie hoję globulosę? Nadal kształt ma hydrantu. Ta też mnie na upór nie weźmie. Rok już będzie, jak się klimatyzuje, przyleciała  w sierpniu 2010 r. ze stanu Oregon w USA z dwoma liśćmi.

Hoya loyceandrewsiana


Na wiosnę udało się - jest nowy liść

Nie wiem, co jest z tą hoją, że wszystkie młodziutkie listki zasusza już na etapie "embrionu", albo podrośnie na 1 cm i łodyżka żółknie i po liściu. Stan ten trwa do tej pory. Próbuję w paru miejscach, i nic z tego. O co chodzi? Wiem, powiecie, więcej wilgotności. U mnie wilgotność jest taka, jaka jest i wszystkie rośliny muszą się do niej dostosować. I to zrobiły. Wszystkie, które zrzucały nagminnie "embriony" zimą, na wiosnę przestały to robić i obrosły w liście. Ale nie ta. Ona uparta jak oślica. Ja też jestem ... oślicą :-)
Trochę mnie to denerwuje, bo hoja ma przecudne liście. Niewiele ich potrzeba, żeby wyglądała dostojnie. Ale na rany Julka, nie trzy sztuki!

poniedziałek, 8 sierpnia 2011

Z hojowego frontu - 14 - fotki hoi

Ostatnio mam mało czasu na pisanie postów i na myślenie o blogu. Ale staram się choćby fotki wstawiać i pisać słów kilka. Stąd i dzisiaj będzie post z hojowego frontu.

Hoya macrophylla variegata
 Tej hoi nie opisywałam jeszcze, ale wszystko przed nami :-)

Hoya pentaphlebia
 Hoya cv. Jennifer
Hoya sp. aff vitellina IML 1348

Ups - dzisiaj miał być post o hoi finlaysonii. Następnym razem. Obiecuję!

sobota, 6 sierpnia 2011

Po raz kolejny o - hoya nong nooch

Hoja, która rośnie na potęgę. Wypuszczając dużą ilość pędów i obrastając dużą ilością liści. Ale liście nie są takie, jak te, z którymi przyszła. Są ciemniejsze i bez wyraźnego rysunku. Ot, zmiana warunków uprawy. Wytworzyła jedną szypułkę kwiatową. Pierwsze pąki zasuszyła. Zobaczymy, jak będzie dalej. Podlewam ją rzadko, raz na tydzień, półtora. Zraszam tylko wtedy, gdy podlewam. Wisi w oknie wschodnim, słońca niewiele, tylko z rana. U niej ciemne wybarwienie liści mi nie przeszkadza, stąd zasilam ją biohumusem.

Hoya nong nooch
 

W następnym poście pokażę hoję finlaysoni "Rippled leaf", której jeszcze nie pokazywałam. To jest bardzo udana hoja o pięknym rysunku, wybarwieniu i zadowalającym wzroście.  

wtorek, 2 sierpnia 2011

Powrót do gry - hoya pachyclada

Kolejna hoja, która ma ostatnią szansę na zapuszczenie korzeni u mnie, to hoya pachyclada. Miałam już ją, ale przez własną głupotę straciłam. Tak długo balowałam na balkonie w noc sylwestrową, że zmroziłam piękną hoję pachycladę, która ładni już rosła i miała pęd kwiatowy. Pod koniec zimy ściągnęłam dwie sadzonki od Shirleya, które niestety padły. Nie winię tutaj Shirleya. Może za wcześnie je ściągnęłam? Nie było jeszcze wiosny. W każdym razie nie udało mi się ich ukorzenić. Teraz mam kolejną szansę. Jeśli i ta pójdzie "do piachu", to obiecuję, że kończę z tą hoją, choć z bólem serca, gdyż jest to hoya, na której bardzo mi zależało od samego początku mojej przygody z hojami.

Hoya pachyclada "white"
Hoya pachyclada "pinkins corona"

Obie zdobyte dzięki Edycie. Teraz, aby do przodu!