czwartek, 30 czerwca 2011

Z życia Lulu - Upominkowa niespodzianka

A cóż to takiego listonosz Lulu dzisiaj przyniósł? Ba, prezent niespodziankę od mialkotka. Choć Lulu El konkurso nie wygrała, ale na niespodziankę się załapała. Ba, gdyby to była rzecz nabyta! Ale nie - to jest rękodzieło przez mialkotka zrobione!
Cudo po prostu! Fotki oddać jej uroku nie mogą, co za wzór, co za zręczność w dokładnym udzierganiu.
Od dnia dzisiejszego Lulu zamienia paragony z hipermarketów na tą pięknie wydzierganą zakładkę książkową!


Madzia, bardzo dziękuję.

wtorek, 28 czerwca 2011

Kapuściane przypadki - chirita sinensis "Hisako"

Kapuścianych przypadków mam na lekarstwo. Raptem cztery sztuki. Dla przełamania hojowego szału, wkradły się cichutko listki chirit, które po zapuszczeniu korzeni pomału rozrastają się na boki, tworząc dość duże mechate rozety.
Na początek chirita sinensis "Hisako". Roślinka ma około 2 miesięcy, nadal z "matczynym" listkiem.

niedziela, 26 czerwca 2011

Z życia Lulu - rower z lamusa

Pora na rozprostowanie kości, pora na odrobinę wysiłku na "stare lata". I tak oto Lulu postanowiła ruszyć się wreszcie z domu, a nie tylko doglądać kwiaty i ciągle je podlewać, co niestety doprowadziło do ratowania dwóch dość sporych już hoi. A mianowicie, na reanimacji znajduje się  hoya fungii i hoya rigida :-(  Oby ich ciąć nie trzeba było, bo to będzie płaczliwa katastrofa połączona z wściekłością. Mieszanka wybuchowa. Bójcie się blokowe pająki.

Ale do rzeczy, rower odkurzony, wszystko gra na sto dwa. Pora ruszyć, strój odpowiedzi przywdziać, wszak nie szałowy, bo choć po Stolicy Lulu jeździć będzie po ścieżkach rowerowych, jak przystało na osobę kulturalną, a nie po krzakach się przedzierać, to stroju typowo rowerowego, typu latex nie posiada. Ot, zwykła para jeans, koszulka na ramiączka, but sportowy siateczkowy (co by noga nie kipiała) i na grzbiet, gdyby stówką pędziła, coś cieplejszego przywdziała. I ruszyła po 3 latach zastoju. Ale nie myślcie sobie, że kości jej skrzypiały. Lulu dzielnie na rowerze godzinę spędziła i nawet o własnych siłach z niego zeszła. Jedyne, co ucierpiało to siodełko, a raczej to, co na siodełku się znajdowało. Nie, nie, żadne bąble, tylko lekki dyskomfort odczuwała. 
 
Następnego dnia, na dwugodzinną jazdę sobie pozwoliła. Zjechała może 1/10 Stolicy, nogi cacy, to co na siodełku mniejszy dyskomfort po zejściu odczuwała, ale ile kilometrów zjechała? Choć oko Lulu marnie odlicza, ale będzie ze dwadzieścia pięć kilosów. Ale, żeby na oko ciągle nie mierzyć, sprawiła sobie licznik i od tej pory zliczać będzie kilometry przejechane, żeby na złość towarzyszowi życia, który kracze, że zapał słomiany ją dopadł, na jesieni pokazać, kto słomianym krukiem może zostać.



sobota, 25 czerwca 2011

O żyłkach na - hoya cv. Jennifer

Przybyła w sierpniu 2010 r. zza oceanu, ze stanu Marianna w USA, jako dwulistna sadzonka. 

Ma bardzo ładny wzór na liściach. Moja ulubienica!

Stanowisko wschodni parapet, słońce do godz. 12, z przebłyskiem. Jak na razie oświetlenie jej służy. Liście nie blakną, są soczyście zielone, ładnie wybarwione, nie czerwienieją również od słońca. W podłożu oprócz rozdrobnionego storczykowego ma dużo włókna kokosowego i agroperlitu.
Hoja rośnie dość wolno, ale to nie problem. Przy dużej ilości roślin, to zaczyna być zaletą :-) 
Ciekawe, kiedy można spodziewać się na niej kwiatów.


czwartek, 23 czerwca 2011

Z życia Lulu - autobusowe czytadła

Tak się złożyło, że mieszkam blisko pętli. Tak się złożyło, że jeżdżę do pracy dzień w dzień, od wielu lat, tą samą trasą. Tak się złożyło, że codziennie wsiadam do autobusu o tej samej godzinie. Tak się złożyło, że ... z czasem w autobusie zrobił się stały zestaw czytadeł, czyli ludzi namiętnie czytających. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby Ci ludzie nie siadali na tych samych miejscach, o ile są one wolne.

Nie byłoby nic dziwnego, gdyby nie ta piątka ludzi, która z czasem, zupełnie mimowolnie, nie zaczęła zbliżać się miejscami do siebie. Czyżby instynkt im podpowiadał, że w grupie czytanie jest lepsze? Bo jest większa szansa, że nie trafi się nikt obok, kto namiętnie przez całą drogę przez komórkę będzie opowiadał streszczenie swojego życia? Bądź dwie przyjaciółki z wielką pasją o swoich dzieciach  rozprawiać będą, zmuszając pozostałych pasażerów do wysłuchiwania ich opowieści, które tak naprawdę nikogo nie obchodzą, tylko męczą swoim porannym gderaniem? Co, kto, komu i dlaczego?

Grupa pięciu czytadeł zasiada w jednym miejscu, na tyle autobusu, gdzie jest rząd foteli, każdy ze swoją książką w dłoni, każdy zaczytany, każdy wysiadający na swoim przystanku, dalej nie jadą już razem, ale na drugi dzień znów niemo witają się w autobusie, tym samym, jak ludzie podążający do fabryki z osiedla robotników ... tylko pora roku za oknem się zmienia, książka w dłoni jest innego koloru, ale ludzie Ci sami ...

Przynajmniej jedne czytadło ma zestaw rezerwowy, gdy miejsce innego czytadła przez gadułę zostanie zajęte, wtedy jedynym wyjściem jest dać sobie czadu na maksa, żeby dnia źle zaczętego nie mieć ...

Ta muza daje czadu, aż nogi same niosą po schodach ku górze w kierunku Placu Zamkowego. 
Kto przy takiej muzie z ruchomych schodów by korzystał ?!

wtorek, 21 czerwca 2011

O braku wyczucia dla - hoya RB-Dick

Hoya RB-Dick - pochodzenie - Tajlandia, prawdopodobnie od Epiphytica.
Na tym zdjęciu, wygląda dość nieciekawie i z początku nie za bardzo mi się podobała.

Nie bardzo wiem, jakich wymaga warunków, jeśli chodzi o oświetlenie. Pierwotnie stała na parapecie wychodzącym na balkon, praktycznie zero słońca latem, jedynie zimą zagląda w okna. Do zimy rosła tak sobie, wypuszczała wąskie i mało ciekawe liście, jakby pozwijane pod spód. Zupełnie niepodobne do liści sadzonkowych. Dałam jej czas do wiosny, inaczej planowałam ją "zwolnić" z mojego parapetu dla innych roślin.
Na wiosnę ruszyła nieco, zmieniłam jej w między czasie miejsce, postawiłam u syna w pokoju na parapecie, ale osłonięta jest trochę przez inne hoje, więc słońce nie operuje na nią przez szybę w całości.
Teraz wygląda zdecydowanie lepiej. Przypomina mi trochę hoya deykei, a to ze względu na ciemne plamki, jak wątrobowe :-) A to jest to, co Lulu lubi u hoi :-)

Ma parę stożków wzrost. Liście nadal są jakby podwinięte pod spód. Młode liście bardzo szybko twardnieją. Nie wiem, czy jest to charakterystyczne dla tej hoi, czy warunki, jakie ma u mnie na to wpływają. Liści mają malutkie plamki, ciemne i jasne. Też nie wiem, czy to normalne, czy to błąd w uprawie, szczególnie chodzi mi o ciemne plamki. Ale już teraz wiem, że zostanie w kolekcji. Zaczyna mi się pomału podobać :-)

niedziela, 19 czerwca 2011

Z życia Lulu - rozterki

W ciągu trzech ostatnich lat sporo roślin przetoczyło się przez moje życie. Sporej ilości już nie ma. Większość z powodu braku miejsca. Nowe rośliny z czasem zaczęły pomału rozpychać się na boki, żądając coraz więcej i więcej miejsca. A stara miłość, niby nie rdzewieje, ale poszła do lamusa. Trochę mi wstyd, że aż tak dałam się omotać innym roślinom.

Czasami mnie to męczy, mam mało czasu dla nich, przychodzę z pracy zmęczona, a tu trzeba tyle hektarów obrobić. Bo jak to inaczej nazwać? Ile jest doniczek i donic .... nie wiem, na oko (choć to chłop w szpitalu umarł) będzie pewnie około 200 sztuk. Niby fajnie, mam pasję, która daje mi dużo radości, ale nie tylko to,  jest z tym dużo pracy, często męczącej. Przychodzą takie dni, kiedy mam ochotę wszystkiego się pozbyć. Myślę sobie wtedy, jakaż byłabym wolna, i ... lżejsza. Na co to wszystko? I po co? Przecież ja nie mam tyle dla nich czasu, nie mogę cieszyć się nimi tak, jakbym chciała. Pracuję. Jestem w domu przed wieczorem, trzeba wykonać masę innych domowych obowiązków. Rośliny to jak "garb" na moje życie. Teraz. Bo pracuję. Ale, gdy uwolnię się od pracy, czy będę miała więcej dla nich czasu? Czy będę miała siłę, żeby chodzić wokół nich? Wiem, daleko wybiegam. Jeszcze nie czas na zasłużony emerytalny odpoczynek, nie pora o tym myśleć. Ale ja lubię wybiegać w przyszłość. Tylko czy wtedy będę miała rośliny? Czy po hojach przyjdzie era na inne? Wyzbędę się hoi, tak jak kaktusów, caudeów, rhipsalisów i całej masy roślin, które jeszcze nie tak dawno były oczkiem w mojej głowie. Zostały mi po nich tylko zdjęcia. Tylko czym można zastąpić hoje? Zapewne jest sporo innych roślin, ale obecnie zaślepiona tylko nimi, nie widzę, co mogłoby być na tyle interesujące, żeby wpaść w kolejny szał. Naprawdę nie chciałabym. Czuję potrzebę stabilizacji.

Tak sobie czasami myślę, gdy przychodzę zmęczona, nie tylko pracą, ale i godzinnym z niej powrotem, gdy zrzucam jak najszybciej buty i marzę, żeby paść jak kłoda ... a tu ... koty miauczą i racja, bo przecież siedziały ponad 10 godzin same, zamknięte, bez ludzkiego głosu, rośliny pić wołają i łypią na mnie swymi pięknymi błyszczącymi liśćmi "chodź do nas, pogłaskaj nas, zobacz jak pięknie rośniemy", a ja mam ochotę nakryć głowę poduszką i o niczym nie myśleć ...

sobota, 18 czerwca 2011

Lulu w kuchni - rzecz niebywała ...

Nie mogło być, żebym kotletów ze specjalną dedykacją od Cynthii nie zrobiła. No rzecz taka zdarzyć się nie mogła. Choć obiecałam zrobić to w tygodniu, inauguracja przeciągnęła się do soboty.
Kalafior został nabyty w dniu wczorajszym, mocy nabierał przez noc, by w sobotę z rana wskoczyć do wrzątku dobrze osolonego. Po ugotowaniu al dente i ostudzeniu został poddany mocy blendera. Nie chciało mi się go ręcznie widelcem tłuc.


Dalsze losy kalafiory przedstawiają się dokładnie tak samo, jak to opisała Cynthia w swojej Utopii
W misie znajdują się wszystkie składniki ...

... które po krótkim czasie połączyć się w jedność miały ...

... by w odpowiednim czasie obtoczone będąc rzuciły się w wir skwierczącego tłuszczu ...

... a gdy rumieńców obustronnie dostały, polane sosem 
sporządzonym zgodnie z Basiny recepturą  zostały ...

I tak oto sterta kalafiorowych kotletów na dwa dni nasmażonych została. Świetnie nadają się dla wegetarian, jak również chętnych pościć w dni do tego przeznaczone. Choć za dietetyczne ich uznać nie można, gdyż dobrze smażyć je dość długo na głębokim tłuszczu, żeby mocnych rumieńców nabrały, gdyż w przeciwnym razie ciężko je w całości na talerz przerzucić. I tu mój błąd był początkowy, bo niedoczytawszy porad Basinych zbyt duże kule toczyłam, ale poprawkę zrobiwszy problemów z dalszym przerzucaniem nie było. To trzeba mieć na względzie, że mają być babskie kotleciki, a nie chłopskie kotlety.
Dla zupełnie niezorientowanych smak owych kotletów w pierwszej kolejności rybne przypominały, następny strzał  w kierunku ryży został oddany, by kapitulację ogłosić na jakiejś kapuście. Czyż to niebywałe? Ileż to smaków z kalafiora wydobyć można :-)

piątek, 17 czerwca 2011

Po raz drugi o - rhipsalis "Red Coral"

Jeden z nielicznych rhipsalisów, jaki mi został - to rhipsalis "Red Coral", pięknie wybarwiający się na słońcu.


Za to kwiaty, które nie są ozdobą tej rośliny, są malutkie i krótko żyjące.

środa, 15 czerwca 2011

Hoya sp. EG 00897 - Surigaoensis - co to za choroba?

Jakieś paskudzko przytrafiło się hoya sp. EG 00897 - Surigaoensis.
Wpierw pokazują się ciemne plamki na spodzie liści. Liście bardzo długo są zielone, soczyste, jędrne. Dopiero po około 1,5 miesiąca zaczynają żółknąć, nadal będąc jędrnymi i twardymi, aż do samego końca zżółknięcia liści. Zaatakowanych jest 5 liści, reszta ma czyste spody. To jakiś grzyb?


Jeszcze niedawno tak wyglądała

wtorek, 14 czerwca 2011

Z hojowego frontu - 10

Dzisiaj też będzie krótko.

Drugie kwitnienie hoya kerrii "spot leaf"



I kwitnie hoya lacunasa od Izabell

poniedziałek, 13 czerwca 2011

Reklamowana - hoya macrophylla "splash"

Dzisiaj będzie krótko, bo nie mam parcia na internet. 

Szła z Tajlandii 9 dni. Przyszła w takim stanie.

Reklamowana -  druga sadzonka wysłana pocztą kurierską, która szła 5 dni

Pytanie - czy cztery dni różnicy w podróży mogły wpłynąć na taki wygląd pierwszej sadzonki? 
Sprzedawca tak właśnie twierdził. Ale czy na pewno miał rację?

niedziela, 12 czerwca 2011

Koci portret - Misia

Misia, nazywana przeze mnie Misia-Pysia, Misiaczka-Pysiaczka
Panna z charakterem, panna humorzasta.

 

Jej  ulubione pozycje ;-) 


piątek, 10 czerwca 2011

Raz jeszcze - hoya tjadasmalangensis - i Maćkowy gokart

Rekordzistka w produkcji liści. Stawiam ją na drugim miejscu w tempie wzrostu po hoya kerrii variegata. Choć, jeśli się dobrze zastanowię, to nie wiem, czy nie wysuwa się na prowadzenie, biorąc pod uwagę ilość liści, a nie wysokość pędu. Na początku maja pisałam, że przybyło jej 3 liście. To były jej pierwsze liście, jakie wypuściła od października 2010 r., odkąd do mnie przybyła. Obecnie młodych liści ma około 15. Dlatego też nie szczędzę jej biohumusa i częstego podlewania. To hoja pijaczka. Idzie jak burza! Sami zobaczcie i porównajcie z poprzednim postem.
Hoja ta też nie za bardzo może stać u mnie na słońcu, bo liście jej płowieją. Stoi więc bokiem, żeby słońce nie operowało na liście zbyt długo. A jak przyszła do mnie to jeden liść miała lekko wybarwiony na czerwono. Stąd wydawało mi się, że ona lubi słońce. O co chodzi? Jakieś sugestie?  

Hoya tjadasmalangensis
Dostała nowy, dłuższy pałąk - wysokość 1,2 m. I tyle musi jej wystarczyć.
Liście są niesamowicie piękne, żadne zdjęcie nie jest w stanie oddać tego, co widać na żywo!

Kim-Anh - remember?

*     *     *

Donoszę, że Maćkowy gokart nie został wybrany i nie będzie mógł zaprezentować swojej bryki w Warszawie. Co za  szkoda :-( Liczyłam, ba byłam przekonana, że jury da szansę młodemu, żeby mógł się promować. A tu, klapa. Wypasione bryki wygrały. Ech, życie! Jako nagrodę pocieszenia dostanie zestaw gadżetów, ale tak naprawdę nie o to walczyliśmy. Następnym razem na pewno się uda.

*     *     *
Hoya incrassata "Moonshadow" powraca do gry. A to dzięki Edycie. Wszystkie poprzednie ukatrupiłam, bądź nie udało mi się utrzymać ich przy życiu, bo już przyszły w stanie agonalnym (dwie z Tajlandii). Tak, jak w przypadku hoya meredithii Ted Green, tak tutaj już spasowałam, wymiękłam i zrezygnowałam. Bo ileż można? Teraz mam kolejną szansę. 
Na starcie wygląda tak

Ciekawe, jak będzie wyglądać za czas jakiś ;-)
Edytko, jeszcze raz bardzo Ci dziękuję!

czwartek, 9 czerwca 2011

Pożegnanie - Asparagus densiflorus "meyeri"

Przyszła pora, żeby się pożegnać. Postanowienie w czyn obrócić trzeba. Postanowiłam, że oddam go pierwszemu z szefów, który odchodzić będzie. Dzień ten nadszedł. Ile go miałam? Życie całe. Odkąd pamiętam był w moim domu, a od ostatnich 15 lat zdobił pokój w mojej pracy. Stał się niejako wizytówką moją. Gdzie ja, tam asparagus, gdzie asparagus, tam i ma. Lecz nie tym razem.


Asparagus densiflorus"meyeri"


Razem przyszliśmy 5 lat temu, choć każde osobno. Przez ten czas poznaliśmy się, lepiej, gorzej. Ciągle przy otwartych drzwiach, 8 godzin dziennie, 5 dni w tygodniu, 365 dni w roku. Człowiek obcuje więcej niż z własnym mężem w domu.
Aż tu nagle, choć nie tak nagle, awans, fajnie, taka jest kolej rzeczy. Ostatnio ludzki się zrobił, to chyba przez roczny wyjazd zagraniczny. Szef od aloe vera z Fuerteventura. Szef służbista, szef bardzo wymagający, szef dążący do doskonałości i tego samego wymagający od pracowników. Mówi się "szanuj szefa swego, bo możesz mieć gorszego". I ja go szanowałam - za perfekcjonizm i fachowość.

Lary - tak na niego mówili, choć on o tym nie wie.
Kto będzie przynosił w karnawale faworki swojej roboty? Kto uszczelni drzwi, gdy będą trzaskały przy wejściu? Kto będzie biegał podekscytowany, czasami jak dziecko, po pokoju?

Powodzenia Szefie!

środa, 8 czerwca 2011

Z kwiatowego frontu - ostatni raz - Wittia Amazonica

To już ostatki kwitnienia. Ile to miesięcy? Od lutego, mmm... rekordzistka.
Zdecydowanie wolę ją od epiphyllum, bo: po pierwsze - ma ładniejszy krój, po drugie - łatwość kwitnienia, po trzecie - długość kwitnienia.
Całe lato spędzi w mieszkaniu, nie odważę się wystawić jej na balkon. Za duże ryzyko.A dlaczego? Pisałam o tym tutaj.

Wittia Amazonica

Dziękuję za wzięcie udziału w ankiecie, który rozmiar zdjęć jest dla Was najwygodniejszy. Głosami 3/1 wygrały zdjęcia duże. I takie też od teraz będę. 

poniedziałek, 6 czerwca 2011

Gokart Maćka

Chciałam serdecznie i gorąco podziękować WSZYSTKIM, którzy odpowiedzieli na apel i wspomogli swoim głosem gokart Maćka.
Maćku, a Tobie życzę wygrania dalszego etapu konkursu i możliwości zaprezentowania swojej bryki w Warszawie.

Kaśka, dzisiaj dałaś takiego czadu, jak byśmy walczyły o złote kalesony Dziadka Mroza! Rany, dawno tak się nie bawiłam i nie miałam tylu emocji w tak krótkim czasie. Co za jazda!
Liczę na news od Ciebie, jak dalej konkurs się potoczył.

PEla podkręciłaś atmosferę na shoutbox-ie :-) Jeszcze tylko piwa w ręku brakowało. Już nie wspomnę o rekordowej ilości wejść na bloga. Ale czad!

Bryka Maćka
Zdjęcie wykonane przez mamę Maćka

Mam nadzieję trafić w Wasze gusta :-)



Publikuję na specjalne życzenie Kasi

Maciek z mamą serdecznie dziękują wszystkim , którzy zechcieli poprzeć Maćka w konkursie.
Bawiliśmy się świetnie, Maciek dotarł do finału, a jak się dalej potoczą losy konkursu będziemy informować na bieżąco.
Nawet, jak na tym nasz sukces się zakończy, to i tak jesteśmy bardzo zadowoleni.
Dużo radości daje nam fakt, że znalazło się tak wiele przyjaznych nam osób z Lulu na czele, która "wpuściła " nas z tym apelem na swój blog.
Kaśka

niedziela, 5 czerwca 2011

Z życia żółwia - wielka uczta!

Dzisiaj był wielki dzień! Wreszcie po roku, wyszłyśmy na spacer, długi spacer, na łąki, na trawę, na działki .... Była królewska uczta. Stepcia mogła jeść co chciała i ile chciała.


 Krótki reportaż
Początek posiłku - rozkręcamy się ...


... a  po krótkiej drzemce, nastąpił ... ciąg dalszy posiłku, 
bo trzeba wiedzieć, że żółwie na tę czynność poświęcają bardzo dużo czasu. 




sobota, 4 czerwca 2011

Minął roczek - Hoya finlaysonii

Rany, to już naprawdę rok?!

Szwedka. Dwuliścienna. Była. Już nie jest. Mam problem: często zasusza młode pędy. Co za czort! Przecież nie zasuszam. Czyżby potrzebowała więcej wody, więcej wilgotności? Zapewne tak. Trzeba będzie nad nią popracować ze spryskiwaczem.  Liście z bocznych pędów są większe od liści z głównego pędu. Mają lekkie nakrapiania, co zdecydowanie dodaje jej uroku. Jak na razie, hoja bezproblemowa.

 Tak wyglądała w czerwcu 2010 r.
 Sierpień 2010 r.
 Wrzesień 2010 r.  - tak, tak :-)
 Liście z bocznych pędów
Maj 2011 r.

Słońca ma tylko z rana. I to jej w zupełności wystarcza. W zeszłym roku trzymałam ją u syna w pokoju. Zdecydowanie jej to nie służyło. Liście płowiały. A to jest to, czego u hoi nie lubię. Za to inna finlaysonii czyli "Rippled leaf " super się na słońcu przebarwia. Ale o niej innym razem.