poniedziałek, 2 maja 2011

Z dalekiej podróży - Hoya tjadasmalangensis

Leciała do Polski z Hawaii przez San Diego. Kolejna podróżniczka światowa. Dotarła do Polski w stanie idealnym w październiku 2010 r. To dopiero twarda sztuka. Piękna, duża, o grubych liściach, lekko ciapatych. Szef z niecierpliwością czekał, aż ją rozpakuję. Zagląda, hm ... mina mu zrzędła. Nie wiem, czego oczekiwał, ale może storczyka? Ech, faceci nie znają się na hojach ;-)


W styczniu 2011 r. próbowała zakwitnąć. Nic z tego :-( Kwitnienie kończyło się na tym etapie. Przypuszczam, że miała za gorąco, za sucho.  Stała u syna w pokoju, a tam? Solarium!

 
No nic. Może następnym razem się uda. Obecnie przybyło jej trzy nowe liście i wypuściła dwa pędy.
 
Młode liście mają takie jakby wypustki, są duże i do tego mają ciapki.
 Prawie w każdym węźle jest coś takiego
Nie ruszam. Nic z tym nie robię. Czekam, aż roślina sama sobie z tym poradzi. Uważam, że im mniej naszej ingerencji tym lepiej. Co o niej mogę więcej powiedzieć? Dla mnie hoja bezproblemowa, nadal stoi u syna na najbardziej słonecznym oknie, jakie mam. Ale zauważam, że stare liście jej lekko spłowiały, a przecież jak przyszła to miała jeden liść zabarwiony na czerwono od słońca. Hm ... dziwna sprawa. U mnie on zzieleniał :-) I wcale nie chcą się wybarwiać na czerwono!
Widzę, że coraz więcej hoi nie może stać u syna. Za mocne słońce. Podlewam, jak ziemia z wierzchu przeschnie. Wydaje mi się, że woli więcej wody niż mniej.

Prześlij komentarz