Dostaję esemesa z dalekiej podróży: czy chce Pani aloe vera? Ja się pytam: a czy to nie zabronione? Dostaję odpowiedź: nie, są specjalnie zapakowane w sklepie z ... pamiątkami. To ja na to: ok. chcę. Myślę sobie, oby nie sztuczny badyl. Po tygodniu dostaję faktycznie żywe aloe vera zapakowane w kartonik z okienkiem (szkoda, że kartonik wyrzucony, bym Wam pokazała). Postawione na parapecie, z czasem lekko się rozłożyło, ale, ale ... co to? Bleeee .... jakieś białe? Coś białego się sypie ... a jeden rożek zwinięty, w środku? Kolejne bleeee..... jakieś hiszpańskie robaczki! O żesz! O kurka wodna! A przecież jak byk stało na opakowaniu pozbawione patogenów! Jałowe podłoże! Zgoda na wywóz! No to ja na drugi dzień ... psik ... a macie paskudniki! Uf, chyba uratowana. A szef na to: fru do kosza. Ja: co? Sru? ;-) (to taki żarcik z reklamy telewizyjnej) A w życiu! Toż to z Fuerteventura!!! Na marginesie zachęcam do wygooglowania, piękna okolica, zdjęcia, aż dech zapiera!
Aaaaaaaaaaa, wiecie, że dopiero teraz zobaczyłam, że na zdjęciu je widać? Jak bum cyk cyk wcześniej nie widziałam! Ale jestem gapa! Potwierdza się, że więcej widać na zdjęciu niż w realu. Mnie fotek proszę nie robić ;-)
Po miesiącu aloe vera wygląda tak
Niewiele się zmienił, ważne że jeszcze żyje :-), co jakiś czas dostaje psik do środka, na wypadek najazdu obcych ... ze statku Nostromo ;-)A tak ma wyglądać, jak urośnie. Przypuszczam, że fotka zrobiona przez szefa, toż od niego je dostałam. Jeśli nie, to bić po głowie nie będziecie? Ładnie proszę .........
Mmmm, a toto w tle, to czasem nie ceropegia sandersonii?
Jak tam maturalne emocje? Już opadły? ;)
To inna ceropegia, tzw. hybrid, ale podobna do sandresonii. Masz oko :-)
Trochę opadły :-) Największe były na samym początku, a już kolejne dni, coraz lżej. Ważne, że już trzy są za. Ale maraton jeszcze trwa!
Prześlij komentarz