poniedziałek, 9 maja 2011

O cudzie z podróży - Hoya Nong Nooch

Cudo, po prostu cudo. Jak ją zobaczyłam, hmm... przybyła również z przystankiem w San Diego w listopadzie 2010 r. Większość hoi mam z USA, a nie ze Szwecji, jak niektórzy sądzą. O dziwo, hoja podróż przebyła świetnie, zero uszczerbku na zdrowiu. Jędrna, rześka, rzepa jak ta lala. Do wiosny stała, ale jak złapała trochę słońca i dłuższego dnia, to poszła jak burza. Obecnie ma 6 młodych pędów, przybyło jej około 10 liści, a to dopiero początek. Puszcza się w wielu miejscach. Nowe liście są ciemniejsze i większe od starych. I są trochę błyszczące. Jak się przyjrzycie pierwszemu zdjęciu, to można zauważyć, które to liście są nowe.

Jestem bardzo z niej zadowolona. Stanowisko stałe ma przy drzwiach balkonowych, strona wschodnia. Słońce tylko z rana. I to jej w zupełności wystarcza. Zresztą zauważyłam, że sporo moich hoi nie toleruje zbyt długo padającego na nie słońca.  Podlewam raz na tydzień ze względu na to, że ma dość sporą doniczkę i nie stoi bezpośrednio na parapecie. Siedzi w typowym podłożu storczykowym z domieszką włókna kokosowego.

I nektarowe kropelki na hoya kerrii variegata
 

Prześlij komentarz