Tak to jest, jak się ma stracha i mało doświadczenia z hojami. Była duża, ładna, gęsta. Jest mała, ładna i gęsta. Ważne, że uratowana i rośnie.
Hoya eliptica
Odbyła tajlandzką podróż, szła tylko trzy dni, a może aż. W każdym razie na pewno nie była wysłana w stanie jędrnym. Po trzech dniach podróży, wyglądała jakby ktoś z niej wysssał soki. Była nie tyle zwiędnięta, co pomarszczona. Zapakowałam w całości do foliowego woreczka, spryskanego wodą. Nie pomogło. Jak była zwiotczała, tak była, jeszcze się pogarszało. Korzenie wyglądały na ok. Ale wiotkość nie zniknęła. Dopiero, jak odcięłam 3/4 rośliny, to to co zostało w ziemi zaczęło nabierać "ciała". Odciętych kawałków nie udało się uratować, uschły na wiór. Teraz, z perspektywy czasu zastanawiam się, czy mogłam uratować ją w całości? Może za wcześnie się poddałam? Nie wiem. Może tak. Może nie. Ważne, że żyje, ma się coraz lepiej, doszło jej parę liści, próbuje rozgałęziać się w paru miejscach i ma pędzik kwiatowy. Może się uaktywni. Byłoby fajnie :-)
Uważam że i tak jesteś Cudotwórcą.Jak dla mnie, to bardzo trudna Hoya. Z Tajlandii potrafiłam inne ożywić a dwie "polki" tej pooooszły!Jeszcze nie powiedziałam ostatniego słowa,bo piękna jest. Jolka
Ja już jej powiedziałam: bye bye bye ... może w hydroponice dałabym radę z nią. Zobaczę na wiosnę, jak się z nią przeproszę, bo na razie gniewamy się ostro!
Prześlij komentarz