sobota, 13 kwietnia 2013

Hoya polystachya IML 1043 - ruszamy do przodu

Zeszły rok stała, ukorzeniała się.
Ten rok zaowocowała już trzema nowymi liśćmi.
Stanowisko stałe: wschodni parapet, tuż przy samej szybie.








*     *     *
A mnie nosi.W wolnych chwilach, wieczorową porą przeglądam oferty. Spisuję, przepisuję, wykreślam, dopisuję. Coś by się kupiło, coś nowego, fajnego. Wiem, nie mam miejsca, tak jak większość hojowo zakręconych.  Jednego dnia, już jestem blisko, ech, najwyżej martwić się będę potem i już chcę kliknąć, napisać, złożyć nowe zamówienie. Na drugi dzień, wstaję, przeglądam parapety i stwierdzam, że nawet igły nie wcisnę, a co dopiero kolejnego liścia. I, że tak naprawdę nie potrzebuję więcej, bo po co? Przecież wszystkiego mieć nie będę. Znowu kasa pójdzie i biedna zostanę.
Mija dzień, przychodzi wieczór, a mnie znowu nosi, i znowu listę układam, dopisuję, wykreślam. Powtórka z poprzedniego wieczora. Jednego liścia brać szkoda, bo okazja, skoro już ciągnąć zielsko z daleka, to wziąć od razu więcej, żeby potem nie żałować. Czy jest na to jakiej lekarstwo?!

*     *     *

Zapowiedź na następny post:
  hoya elliptica pięknie kwitnąca trzema baldachami.
 Nie możecie tego przegapić.


Anonimowy pisze...

Cudne te nowe "liściory", wyglądają imponująco.Ciemne obrzeża ma od słonka?
Jeśli ogląda się takie Hoje,to ma się ochotę na więcej.:)))Ja dzień zaczynam od przeglądu tego co mam a resztę dnia buszuję po stronkach, co by tu jeszcze ? A powinnam podziergać na drutach chociażby. Jolka

lulu pisze...

Jolu, tak, od słońca. Powinna jeszcze wybarwiać całe liście, ale może z czasem do tego dojdziemy. Dzierganie zostaw na zimę, teraz buszuj razem ze mną :D

mialkotek pisze...

Dopisuję się do poprzedniczki - liściory przepiękne!
A moja metoda jest taka: kupić, nacieszyć się i... zamordować. Boli, ale miejsce się zwalnia ;)

P.S. Z naszych wspólnych zakupów jeszcze wszyscy żywi :)))

lulu pisze...

Tylko nie mordować. Kto mi za kraty hoje przyniesie, no kto?!
No ja myślę, że pacjenci żywi. Takie 'baty' były, że hej. Muszę Cię pocieszyć, jeśliś smutna, że cv. Bent bez ciemnego brzegu przyszła.
Moja zeszłoroczna też bez tego akcentu była. Ale zmieniło się. Teraz ma piękny brzeg i do tego AŻ dwie szypułki kwiatowe :D

AgaB pisze...

Przepiękna jest! Czym nabłyszczasz liście? pozdrawiam

lulu pisze...

Aga nie nabłyszczam liści. One naturalnie się błyszczą. W ogóle nie używam takich upiększaczy.

AgaB pisze...

Liście błyszczą cudnie jak powleczone lakierem z połyskiem. Niesamowite. Pozdrawiam

Anonimowy pisze...

Do wiadomości Poprzedniczki, Hoye nie lubią nabłyszczaczy.J

Anonimowy pisze...

No niestety, też się dopisuję do buszujących... :) A oglądanie zdjęć takich jak powyżej wcale mi nie ułatwia zaprzestania tego procederu... Za jakieś dwa tygodnie powinny dojść moje nowości - zajmą tyle miejsca, że może trochę mi przejdzie :)
Iśka

lulu pisze...

Iśka - zazdroszczę. To oczekiwanie na nowości jest fantastyczne.
Mnie przeszło na dwa tygodnie. I już znowu mnie nosi, czuję niedosyt. Zachciało mi się acut, których nie brałam. A teraz żałuję jak diabli.

Maria pisze...

Ja przyszłam Ci Dorotko podziękować za Twój blog. Dużo się nauczyłam o hydroponicznej uprawie dzięki Twoim spostrzeżeniom. Bardzo dziękuję!
mała

lulu pisze...

Mario - to ja Ci dziękuję za ten komentarz. Takie komentarze sprawiają mi ogromną radość. Dają wiarę w to, że warto prowadzić bloga, że pomimo, że mało osób go obserwuje i mało osób komentuje, to jednak sporo osób cicho podgląda, podczytuje i czerpie z niego wiedzę.

Prześlij komentarz