Dzisiaj będzie o kolejnym cudzie nad Wisłą. Kiedyś pisałam
już o cudzie. Ale gdzie to było i w jakim kontekście, wybaczcie, nie pamiętam.
Cudem jest hoya elliptica … Była w podróży 13 dni! Czy po
tak długiej podróży mogło coś z niej zostać? Pewnie suche liście, luzem
telepiące się po pudełku, pożółkłe lub zgniłe. Ech, kasa nieważna, to szczegół,
rzecz która pomaga w realizacji marzeń, ale zielska szkoda. Odświeżam stronę
kilka razy dziennie, ba kilkadziesiąt, a nuż wskoczy kolejna pozycja, że hoja
jest już po polskiej stronie. Nic z tego. Ciągle jest w kraju nadania. Mija
dzień, dwa, mija tydzień, na palcach nerwowo liczę, że może mniej upłynęło, niż
liczę w pamięci. Nic z tego. Jak w mordę strzelił, wychodzi tyle samo. Jaja
sobie ktoś robi? Gdzie moja hoja?! Mijają kolejne dni, a strona wygląda tak
samo. Myślę sobie, nie, to niemożliwe, zacięło się coś. To już 10 dni. Piechotą
idzie? Wpław przez morza, oceny?! Zwątpienie mnie pomału bierze, już nie chcę
strony odświeżać. Zapomnieć chcę o hoi. Bo nawet jak przyjdzie, to czy otwierać
warto. Zielone zwłoki zobaczę. Kasa to szczegół, ale zielsko bezcenne. Dla
kolekcjonera bezcenne.
Ku mojemu zdziwieniu, po wyjęciu z pudełka, tak wyglądała:
Musicie uwierzyć, to są autentyczne zdjęcia hoi, w dniu otworzenia paczki.
Jakim cudem tak wygląda? Tak dobrze oczywiście, jak na ellipticę, po 13 dniach w podróży?
Po pierwsze: była bez ziemi.
Po drugie: była bez korzeni.
Po trzecie: końce pędów nie były niczym zabezpieczone.
Po czwarte: roślinka leżała luzem, otulona tylko styropianowymi kulkami.
I myślę, ba, jestem przekonana, że tylko to pozwoliło jej przeżyć i ... żyć dalej.
Tylko, że miała się wybarwiać.
U mnie próba wybarwienia skończyła się bardzo szybko.
Postawiono nieopodal innej elliptica, na słonecznym parapecie, zaczęła szybko przyżółcać liście,
czego efektem była utrata dwóch liści i koniec dalszej próby.
Teraz stoi w cieniu i zdecydowanie lepiej wygląda.
Cóż polskie słońce, to jednak nie te zza oceanu.
Niesamowite ! I pomyśleć że przecież elliptica z tych delikatnych, co to źle znoszą podróż...
Ona jest z tych bardziej delikatnych i widać że podróż tak długą i daleką zniosła bez szwanku, czyli teraz tylko czekać na kwiaty.
Edyta - otóż to. Ale wiesz co? Zastanawiam się, czy nie jest to Phillipines. Jak myślisz?
Marcin - do kwiatów to jeszcze ho ho ho :D
Niesamowite, bez żadnego zabezpieczenia końcówki pędu.Ty to masz szczęście. :))Nie masz w zwyczaju pryskać i dobrze bo te kropki na liściach mogą być grzybowe. Piękna,jak się zaaklimatyzuje to słonko polubi.
Jolu, jestem przekonana, że gdyby miała końcówki w wilgotnej wacie, czy mchu, to w czasie podróży gniłaby, a tak tylko zwiotczała, ale wystarczyło dać jej wilgoć i od razu zmężniała.
Ze słońcem, to nie wiem, czy odważę się. Już pierwsza próba skończyła się utratą trzech liści.
Prześlij komentarz