czwartek, 31 lipca 2014

Migawki z wakacji

Zasłyszane na ulicy Żeromskiego, w pobliżu kościoła we Władysławowie:
- Mamo, pójdziemy w niedzielę do kościoła?
- Do kościoła? Nie. Przecież jesteśmy na wakacjach.

Zasłyszane zza parawanu:
- Ja to na śniadanie muszę jajecznicę z 6 jaj zjeść i jeszcze dokładkę pieczywa muszę mieć.
- ???
- Na koniec lubię jeszcze czymś słodkim zakąsić.
Spoglądam zza parawanu: no tak, cyce większe od moich i 7-miesięczna ciąża! Haa
Mowa była o mężczyźnie.

Zasłyszane zza parawanu:
- Ludzie, to tak zobacz, w takich przegrodach sobie siedzą, porobiliśmy sobie i tak fajnie sobie siedzą.
Myśl:  w zagrodach jak bydło.

Naocznie zaobserwowane:
Rzecz się dzieje w środku dnia, na zatłoczonej plaży.
- Dziecku chce się kupkę. Co robi mama? Na toaletę za szkoda wydać 2,5 zł, lepiej zostawić na kolejną puszkę piwa. Długo mamusia nie myśli, robi dołek w piasku na plaży, podnosi dziecko i wysadza do dołka. Rób dziecko kupkę, rób. Plum, plum, kupka wpadła do dołka. Co robi mamusia? Zakopuje kupkę!
- Siku mi się chce. Co robi tata? Kopie nogą dołek, robi parawan z ręcznika i mówi do synka: siusiaj, nikt nie widzi. Kurna! Litości!
Dziwne trendy nastały. Albo ja nie z tego świata, albo świat stanął do góry nogami! Nie kojarzyć z domem postawionym do góry nogami, stojącym w Ośrodku Olimpijskim w Cetniewie. Nota bene, mają świetny basen.
Na plaży obowiązuje zakaz wprowadzania psów. Apeluję o zakaz wprowadzania dzieci, choć to nie ich wina, że mają durnych rodziców.
Wszystko można zrozumieć, że morze jest cholernie lodowate w tym roku i wejść i wysiusiać się nie da, bo takie teksty każdego dnia można usłyszeć. Ale litości panie dobrodzieju!  Ludzie się nie wstydzą, są otwarci, otwarcie mówią o problemach fizjologicznych na plaży.
A może gdyby tak wszyscy weszli w jednym czasie do morza i się wysiusiali, to morze będzie cieplejsze? – To też tekst zasłyszany.
Tylko czy ja bym chciała w takim zasikanym morzu pływać? Nawet, gdyby było cieplejsze? No fakt, sików nie widać, czego oczy nie widzą, to sercu nie żal. Gorzej by było, pływając w morzu napotkać przepływające obok g...*!

*   *   *

W drodze powrotnej wstąpię ponownie do Państwa Andrzeja i Łucji Hinz z Rumii. Tak, tak, byłam u niego kilka dni temu, skusiłam się na małe co nieco. Ledwo wytrzymała w środku dnia, w gorącej jak tropik szklarni, wachlując się kawałkiem kartki wyciągniętej z torebki. Milusio wspominam pogawędkę z Panem Andrzejem, oj ma On gadane, że ho ho ho . Ale o tym, opowiem w oddzielnym poście.

*     *     *

I takim, to oto miłym akcentem powracam dzisiaj z wakacyjnych wojaży do wybetonowanej, cuchnącej spalinami Warszawy.

W ślad za stópkami Edyty, przedstawiam swoje, lekko wysmażone paluszki :-)



mialkotek pisze...

No, i miałam rację, że z tym morzem, to jakaś kicha. Nie znoszę z całego serca polskiego morza w wakacje. A może konkretniej - ludzkiego bydła, które się tam pojawia. Znajomi zaciągnęli, a małż przymusił mnie kilka razy z rzędu ostatnimi laty, ale dosyć! Chętnie jeździłabym poza sezonem, ale niestety... Się ma małe dziecko, się jeździ na wakacje w wakacje, bo urlopu, jak na lekarstwo :( W tym roku kierunek Dolny Śląsk. Hurra!

Monika pisze...

Z jednej strony się uśmiałam, z drugiej porażka. Ale znam to, mieszkam 12 km od morza, a bywam kilka razy w roku, wieczorem, na spacerze. Kiedyś niestety było mi dane widzieć pływające, szybciej ode mnie wielkie g... ;) Ludzie są straszni, aż się wierzyć nie chce. Mimo wszystko mam nadzieję, że wypoczęłaś i wróciłaś naładowana energią. :)

Prześlij komentarz