czwartek, 5 lipca 2012

Hoya loyceandrewsiana - razy dwa

Nie wiem, czy bardziej lubię ją za jej wielkie liście, które mam nadzieję, będzie miała w niedalekiej przyszłości, czy też za samą nazwę.
Próbowaliście wymawiać ją na głos? Brzmi bosko - l o y c e a n d r e w s i a n a.
Tak bosko, że mam ją w dwóch wersjach i z żadnej nie potrafię zrezygnować.

Oto moje perełki:
Numer 1

O ho ho, coś pomalutku zaczyna się dziać

Numer 2


i długo, długo nic


Ale to długo, długo nic niebawem powinno ulec zmianie, bo tam też dużo zaczyna się dziać.
Nie ma to jak kawał wielkiego "konaru", nawet gołego :-)

EDYTA KUBICZEK pisze...

Taki golasek potrafi być bardzo pracowity :p
Obie ładne - niech szybko rosną !

lulu pisze...

No ja myślę, ma jeszcze trochę czasu do jesieni, niech się ubierze, bo inaczej będę musiała mu dziergać kaftanik na zimę.

Polityka pisze...

Oj tam! Czepiasz się konaru :)

lulu pisze...

Oby tylko moje koty nie zaczęły się czepiać ... konaru ;-) A poważnie, nie mogę się doczekać nowych liści! Bardzo lubię hoje o olbrzymich liściach. Zdecydowanie bardziej mnie ekscytują niż drobnolistne, np. lacunosa. Kwitnienie u lacunos też mnie nie wzrusza, a wręcz zauważam, że lekko przeszkadza. Odpadanie przekwitniętych kwiatów robi duży bałagan. Muszę wyciągać z innych roślin, szukać po szafkach, pod szafkami, na podłodze. W wersji wiszącej pod sufitem jest po prostu kłopotliwa. I na pewno nie będę powiększa ilości lacunos.

Anonimowy pisze...

Ale trzeba było spróbować.:) Jolka

lulu pisze...

Jolu, spróbowałam, mam jedną i naprawdę mi wystarczy :-)

Prześlij komentarz