Ta, jako jedna z nielicznych wytrzymuje słońce od samego wschodu do godz. 12. Reszta jest mniej odporna, blakną im liście, co mi się nie podoba. Do tego wpadam w panikę, że może coś im dolega. Stąd, dla uspokojenia nerwów, panicznego lęku przed utratą tego, co już urosło, musiałam im znaleźć inne miejsce, mniej słoneczne, ale równie widne.
Liście, nie dość, że mają wyraźny rysunek, to jeszcze występują na nich ciapki. Do tego brzegi liści są ostro zakończone i troszkę podwinięte pod spód, co w dotyku daje efekt szorstkości.
A tak wyglądała w kwietniu tego roku
Muszę sobie chyba założyć blokadę na Twojego bloga, Dorotka. Podziwiam !!!!!
Ok, idę do hydroponiki na zakupy ;-P
He he, wiedziałam, że Ci się spodoba. Poczekaj jeszcze trochę z tą blokadą ;-) Jeszcze kilka mam w zanadrzu. No może ciut więcej, niż kilka :-)
Moja finka powinna zobaczyć Twoją i się wstydzić.
Rośnie jak ślimak i do tego jednym łysawym pędzikiem.
Hydro jej nie zafunduję za to uciachałam leniowi czubek i czekam na jej ruch...albo się zagęści albo pójdzie znowu na jeden pęd i chyba wtedy poślę ją w świat...
Jak patrzę na Twoją to czuję szybsze bicie serca a jak zerkam na swoją to tracę do niej cały zapał.
Uściski.
Naprawdę robi wrażenie :-)
Mam 3, trzeba będzie dokupić inne finki...Są tego warte.
Ewa
Basiu, mnie też bije mocno serduszko do nich. Wszystkie finlaysonii bardzo ładnie rosną, ale w hydroponice. Szkoda, że nie chcesz się skusić na hydroponikę. Może zrób wyjątek tylko dla niej? Zdecydowanie ta forma uprawy im bardzo służy.
Są. I to bardzo. Ze względu na liście, bo kwiaty u nich są niepozorne i krótko żyjące.
Dorotka, no niby przeszła mi taka myśl przez głowę, żeby ją do hydro wpakować ale ja mam za zimne parapety. W nocy wszystkie grzejniki zakręcam i uchylam okna, ( u nas i u małego). Muszę tak bo inaczej nie usnę. Hoje tak stoją, że niby po nich nie wieje ale i tak parapety są wyziębione. Taka w hydro raczej nie da rady :(
Zresztą jakieś pojęcie o takiej uprawie mam bo wszędzie spotykam się z różnymi informacjami ale tak naprawdę to ja tego zupełnie nie czuję.
Finka dostaje czas do jesieni ;)
Nie zauważyłam, że pisałam zalogowana z drugiego konta i nie mogłam poprawić posta, żeby dopisać, że to ja...dlatego skasowałam i przekleiłam jeszcze raz :))))
Przepraszam za zamęt...
O, to zimny chów prowadzisz :-) Ja jestem z tych ciepłych, to i hojom zimą ciepło. No szkoda, ale może w ziemi też Ci pójdzie, czego z całego serca życzę.
Moje finki i inne w kamieniach przechodzą pierwszą zimę w temperaturze ok. 18*/19*. Straciłam macrophylla albomarginata dużą, ale już jesienią. Mogę powiedzieć że wytrzymują chłodek z minimalnym podlewaniem.
To dobra temperatura. Na jesieni pisałam, że robiłam eksperyment z jedną hoją i trzymałam na balkonie do końca września bodajże. W każdym razie temperatura oscylowała poniżej 10 stopni i hoi nic się nie stało. To nie o temperaturę chodzi, tylko o współczynnik wody w stosunku do temperatury zewnętrznej.
A, zapomniałam dopisać. Finlaysonii I jest hiciorem u mnie ciągle. Rozpoczęła już wzrost z nowymi pięknymi, dużymi liśćmi. Jestem happy! :)
Prześlij komentarz