czwartek, 3 listopada 2011

Kapuściane przypadki - odmianowa porażka

Chciałam mieć dwa fiołki odmianowe, tak dla przełamania, żeby coś kwitło na parapecie. Są, kwitną, ale pół na pół. Jeden odmianowy, a drugi? Cóż, nawet sprzedawca nie wie, co mi sprzedał.
Kapuściany przypadek, bo inaczej nazwać tego fiołka nie można. Jest bardzo kopiasty i bardzo pofalowany. Fakt, efektownie wygląda z liści. Generalnie jest bardzo ładny.

Miał być "Rebel's Rhubarb Frost".  A czy nim jest? Raczej nie, zresztą sami zobaczcie.




Są dwa. Tyle wyszło z listka. Drugiego, tego powyżej ktoś chciał kupić, to jest duży fiołek, niedługo będzie kwitł. Chciał dać 5 zł, bo nie ma nazywa, bo może nieodmianowy, bo może "kundelek" - tak nazywane są ostatnio fiołki, które nazwy nie mają. Bo jest szał na odmianowe, tylko odmianowe. Reszta nie jest warta miejsca na parapecie. Czy mnie opłaca się sprzedać za 5 zł? Hodować 6 miesięcy, pakować 30 minut, jechać na pocztę 15 minut, stać w kolejce 20 minut i wracać do domu 15 minut? NIE. Bo ja nie jestem handlowcem, tylko osobą czasami sprzedającą to, co mi zbywa w domu, a fiołek znalazł miejsce na zakładowym parapecie i cieszy oczy nie tylko moje.
dudqa pisze...

Fiołek śliczny, z wielką przyjemnością się go ogląda, ja mam trzy kwitnące, ale nie wiem jakiego gatunku, bo wszystkie wyhodowane z lista uszczypniętego gdzieś ukradkiem

Polityka pisze...

Nazwijmy go np. Sainpaulia ionantha 'Kolorowy Zawrót Głowy Lulu' i puść w obieg pod tą nazwą. Zbyt gwarantowany.

lulu pisze...

Jacek, dobre! :)) :d
Dudqa też mam kilka zwykłych, ze sklepu i kwitną non stop i zachwycają wszystkich ... w pracy, bo tylko tam mam miejsce na fiołki, choć dla jednego udało mi się znaleźć miejsce w domu.

Prześlij komentarz