Pora na rozprostowanie kości, pora na odrobinę wysiłku na "stare lata". I tak oto Lulu postanowiła ruszyć się wreszcie z domu, a nie tylko doglądać kwiaty i ciągle je podlewać, co niestety doprowadziło do ratowania dwóch dość sporych już hoi. A mianowicie, na reanimacji znajduje się hoya fungii i hoya rigida :-( Oby ich ciąć nie trzeba było, bo to będzie płaczliwa katastrofa połączona z wściekłością. Mieszanka wybuchowa. Bójcie się blokowe pająki.
Ale do rzeczy, rower odkurzony, wszystko gra na sto dwa. Pora ruszyć, strój odpowiedzi przywdziać, wszak nie szałowy, bo choć po Stolicy Lulu jeździć będzie po ścieżkach rowerowych, jak przystało na osobę kulturalną, a nie po krzakach się przedzierać, to stroju typowo rowerowego, typu latex nie posiada. Ot, zwykła para jeans, koszulka na ramiączka, but sportowy siateczkowy (co by noga nie kipiała) i na grzbiet, gdyby stówką pędziła, coś cieplejszego przywdziała. I ruszyła po 3 latach zastoju. Ale nie myślcie sobie, że kości jej skrzypiały. Lulu dzielnie na rowerze godzinę spędziła i nawet o własnych siłach z niego zeszła. Jedyne, co ucierpiało to siodełko, a raczej to, co na siodełku się znajdowało. Nie, nie, żadne bąble, tylko lekki dyskomfort odczuwała.
Następnego dnia, na dwugodzinną jazdę sobie pozwoliła. Zjechała może 1/10 Stolicy, nogi cacy, to co na siodełku mniejszy dyskomfort po zejściu odczuwała, ale ile kilometrów zjechała? Choć oko Lulu marnie odlicza, ale będzie ze dwadzieścia pięć kilosów. Ale, żeby na oko ciągle nie mierzyć, sprawiła sobie licznik i od tej pory zliczać będzie kilometry przejechane, żeby na złość towarzyszowi życia, który kracze, że zapał słomiany ją dopadł, na jesieni pokazać, kto słomianym krukiem może zostać.
Trzymam kciuki za to by licznik ciągle szedł w górę i podziwiam za samozaparcie :)
Cynthia - podziwiać będziesz, jak wytrwam w postanowieniu. To dopiero początek, a może być różnie. Przyznam, że napisałam o rowerze specjalnie, żeby mieć niejako bat nad sobą i nie spocząć na laurach :-)
A ja bym zamiast tego czarno-białego obrazka, chętnie zobaczyła Lulu zapylającą na rowerze :-))
He, he, myślałam o tym, ale jeszcze nie "dojrzałam" do takich fotek, może za parę lat ;-) Na razie musicie wierzyć na słowo, że Lulu zapyla na rowerze, nawet w deszczu :-)
a dziś? kto jest słomianym krukiem?
Prześlij komentarz