Wczoraj napisałam, że chciałabym, aby wszystkie acuty zakwitły w jednym czasie. W przypadku tej hoi byłoby to niepożądane. Chyba bym padła trupem ha ha ha, ten zapach, naprawdę tylko w niewielkich ilościach nozdrza wytrzymują.
Dobrze, że kolejne pąki nie są na tym samym etapie. Zamordowałabym je w pięć minut!
Pozostała szóstka szypułek (bo ma ich w sumie dziewięć) też nad pąkami pracuje, ale na szczęście daleko im do finału.
To już drugie kwitnienie w tym roku. Pierwsze było dokładnie miesiąc temu. Hoja bardzo chętna do kwitnienia. A z liści? Miodzio :-) Właśnie, gdzieś tam w czeluściach tymczasowych postów, czeka jej abecadło na swoją kolej, ale przed nią cała masa finlaysonii, z którą się trochę zatkałam, bo na samą myśl o ściąganiu z parapetów, rozplątywaniu gołych łodyg, piętrzących się pod sufitem, robi mi się słabo. I biję się z myślami, czy mimo alfabetu wrzucić fusco-marginatę na bloga, a niech już zazdrość wzbudza ;-)
Prześlij komentarz