Hydroponika pozwoliła mi mieć odmiany, z którymi nie dawałam sobie rady w ziemi. Okazały się za to być bardzo łatwymi w uprawie hydroponicznej. Tak było w przypadku hoi elliptica. Nie dość, że pięknie rośnie, to już dwukrotnie kwitła. A przecież małą sadzonką na wiosnę tego roku była. Niesamowite!
I tak, co mogę powiedzieć o rocznym doświadczeniu? Ano to, że wszelkiego rodzaju informacje w necie na temat hydroponiki są na zasadzie kopiuj-wklej, kopiuj-wklej, kopiuj-wklej ...
Zdecydowanie nie polecam wzorować się na nich bezgranicznie.
Dopiero niedawno, latem tego roku, natknęłam się przypadkiem na opuszczony blog poświęcony w większości hydroponice. Bardzo żałuję, że nie natrafiłam na niego wcześniej, bo wiele rzeczy pozwolił mi zrozumieć, wiele rzeczy skorygować i upewnić w dobrze obranym kierunku. A mianowicie, korekty wszystkiego tego, co jest powszechnie dostępne w internecie i naprawienie błędów, które dotychczas nieświadomie popełniałam.
Szkoda, że blog jest opuszczony, że nie ma kontynuacji, że właścicielka go zostawiła. Ale może przeczyta ten post i powróci do jego tworzenia. Bardzo Panią o to proszę :-)
W uprawie ziemnej zostało mi około 10 hoi, same wielkie. Reszta moczy nóżki w wodzie. Nie wiem ile, nie liczę i liczyć nie mam zamiaru. Jedne przychodzą, inne odchodzą, jak w karuzeli. Co rusz dochodzą kolejne pałąki o największych możliwych dla mnie rozmiarach - metr dwadzieścia. Okazało się, że nie mam już sadzonek, ale pokaźnych rozmiarów rośliny. To fajne uczucie :-)
Liście ładnie im rosną, niektóre są mniejsze, niektóre większe. Jedna cecha jest dla nich wspólna - wszystkie liście są ciemniejsze, grubsze i bardzo sztywne.
Co do wzrostu, tutaj różnie. Są takie, które wystartowały z metra od razu, są takie, które pomimo wiosny, lata i jesieni nadal sadzonkami zostały.
Odmiany, które stały ponad rok, bez wzrostu, bez ani jednego nowego liścia, w hydroponice ruszyły do przodu.
A co z kwitnieniem? Większość hoi w czasie rośnięcia tworzyła szypułki kwiatowe. Część została na etapie tworzenia, część zrzuciła pąki, część była tak bardzo oblepiona kleistą mazią, że pąki nie miały możliwości się rozwinąć (tak było u hoi latifolii - jeden wielki klajster), a część zakwitła. Bywało, że kwitła cięta sadzonka, bez korzeni jeszcze. Tak było w przypadku hoi pachyclady 'yellow' i kerrii 'splash'. Ta ostatnia kwitła mi trzy razy.
Poza tym, kwitły dwie odmiany finlaysonii.
Kwitnienia z uprawą ziemną porównać nie mogę, bo niewiele mi wtedy kwitło. Ale tegoroczne kwitnienia uważam za bardzo udane.
Przede mną zima, czy bać się powinnam? Nie, przecież już jedną zimę mam za sobą i zero strat w uprawie hydroponicznej. Tym bardziej, że po krótkim okresie spoczynku, hoje ponownie ruszyły do przodu, jakby chciały ostatnim rzutem na taśmę, nabrać ciała na zimę.
Czy zachęcać do tej uprawy? Jak najbardziej tak, ale każdy musi nauczyć się tej metody na własnych błędach, nie ślepo wierzyć informacjom zasięgniętym w internecie.
Pisałam, że będzie brakować mi grzebania w ziemi. I wiecie co? Nie brakuje. W granulacie też można grzebać ha ha ha.