piątek, 8 kwietnia 2011

Jak ratowałam - hoya kerrii variegata reverse

Tym razem będzie o przedostatniej kerrii, którą chcę się pochwalić. Została jeszcze  "Spot leaf", ale o niej będzie w innym poście.
Kolejną pięknotę postanowiłam ściągnąć z Malezji. Dama była w podróży dwa tygodnie. Dotarła w lipcu 2010 r. w stanie nie do końca rokującym przeżycie. Miała przegniłe korzenie siedzące w jakiejś mazi. Niestety chętnie pokazałabym zdjęcia, ale gdzieś mi wsiąkły. Starałam się przez parę dni odnaleźć je na kompie, nic z tego, nie ma, po prostu nie ma. Na jednym z for kwiatowych też próbowałam je odnaleźć, łudząc się, że tam powinny być. Też lipa, zostały tylko linki, zdjęć brak. A szkoda, bo widok był naprawdę ciekawy, w sam raz do pokazania go w tym poście.
Hojce przycięłam maksymalnie korzenie, ba, pozbawiłam ją wszystkich. Następnie oprószyłam ukorzeniaczem i posadziłam w sphagnum - jak kurę na grzędzie, bo jak widać na zdjęciu sadzonka kończyła się na kolanku, nie miała dalej nawet tyci kawałka pędu.
Kawał porządnego, grubego pędu z paroma kolankami z mocą forumowiczów udało się odratować. Stan z końca sierpnia 2010 r.


Od momentu ukorzenienia minęła jesień, zima. W tym czasie wypuściła cztery liście, najnowszy jest dwa razy większy od pozostałych. To nie jest jedyne jej aktywne kolanko. Jak poczuje wiosnę i ruszy z kopyta z każdego kolanka, to będę musiała kogoś eksmitować, może syna ;-) Oczywiście, żartuję z eksmisją syna, ale może być z niej naprawdę piękna DAMA. Trzymam za nią mocno kciuki!

Stanowisko, jakie jej zaproponowałam, to wschodnie okno, bardzo słoneczne do godz. 12, tzw. "patelnia". Z tego, co zauważyłam bardzo jej to służy. Liście są ładnie wybarwione. Jestem ciekawa, czy jej wzrost będzie równie imponująco szybki, jak w przypadku pozostałych dwóch kerii, które opisałam już na swoim blogu. Będę Was o tym informować co jakiś czas.

Tak sobie myślę, ale nie będę ciągać inny kerrii. Bo po co? Żeby mieć o nazwie "Permanent Yellow" bądź "Spot center"? Kiedy tak naprawdę niewiele różnią się od revers? Nie. Cztery wystarczą, szczególnie, że to rośliny o grubych pędach, które trudno przyginać.

O właśnie, niedługo będę musiała wziąć się za przyginanie variegaty, bo jeden z pędów jest już tak długi, idzie w bok, że najwyższa pora. Oczywiście nie omieszkam zdać Wam relacji.



Pamiętacie, jak pisałam parę dni temu o dziwnym zjawisku? Jutro postaram się zrobić zdjęcie. Ale powiem naprędce, że mam wrażenie, że z jednego środka hoja wypuszcza dwa nowe pędy.  Dziwne, naprawdę dziwne. Może hoję powinnam nazwać hojką dziwaczką?

Prześlij komentarz