Rany, ileż ja się z tą hoją cackam, szok! Od wiosny, jedno z pierwszych paczek jakie przekroczyły granicę polską w drodze do mnie. Był bodajże marzec, wczesne dni jeszcze. Przyszła z większą ilością liści, niekoniecznie przytwierdzonych do łodyżki. Powiedzmy, że część w odmiennym stanie i kolorycie turlała się po dnie pudełka. Został jeden żywy liść, który od marca ciągle miał problemy z powrotem do życia. Już mnie, nie powiem Wam, co trafiało, już miałam dekretować ad kosz, bo ileż można udawać, że się żyje?!
OIOM, OIOM, OIOM, stan beznadziejny. Już przestało mi zależeć, już pogodziłam się z ogromną stratą. Nie pytajcie, ile za transport zza oceanu zapłaciłam, bo nawet poddana torturom łamania kołem nie przyznam się do tej zbrodni. Fakt, faktem, przeżyła. Już samo to pretenduje ją do hoi bezcennych.
Śliczna. I się puszcza :-)
E.
Liść cud miód malinka i potencjał widoczny. Jednak cierpliwość popłaca dlatego gratuluję Dorotko i dopinguję.
Potencjał już odpadł. Ot, nie ma łatwo :(
Oj, za mokro miała? Jest takich kilka co kamieni nie lubią, wolą siedzieć na sucho.
Prześlij komentarz