Oj, ostatnio nie chce mi się robić fotek. To raz. A dwa, mam wrażenie, że już wszystkie pokazywałam i pokazywanie ich ponownie to nuda i zapychanie bloga na siłę. A te, które chętnie bym pokazała, przed sesją zdjęciową potrzebują albo kąpieli, albo nowego pałąka, bo do tej pory korzystały z koleżeństwa sąsiedniej hoi i mają wspólny pałąk. A jak już je ruszę, to wiem, że ponownie nie zmieszczą się w to samo miejsce, bo jak dojdzie kolejny metrowy pałąk, to te zwisające nie będą mogły wisieć. I tak niedobrze i tak niedobrze.
Piękna fusco-marginata - cud, malina. Musicie wierzyć na słowo. Jedna z piękniejszych hoi. Następna macrophylla variegata revers, czy Pot of Gold, jak zwał, tak zwał, wiadomo, że chodzi o biały środek. Obie są szalenie piękne. Uwielbiają wschodnie słońce, tuż przy samej szybie.
A tymczasem, chyba tylko po to, aby zapchać bloga, a raczej nie pisać posta bez fotek, bo byłby nudny, tegoroczne już liście u hoi parasitica variegata. Rośnie wolno i za to ma u mnie dużego plusa!
Hoya clandestina 'splash'. No jakoś tak cienko z plamami jej wychodzi. Cóż, może podciągnięta pod splash, bo miała dwa liście takie? Teraz jest moda na wszystko, co ma w nazwie 'splash'. Takie czasy.
Czy 'splash' czy nie, rybka, cudna jest.
Kolejną próbę podjęła hoya caudata. Bodajże trzecią, a może już czwartą w tym roku. Jak na razie zakończyły się fiaskiem. Może tym razem? Bo ileż można pluć na lewo i prawo.
* * *
A teraz z innej beczki. Będzie o krótkiej wizycie Pana Ludomira w moim mieszkaniu. Przyjechał po roślinki, zakupione na jednym z portali aukcyjnych. Starszy Pan, myślę sobie, dla żony. Nie. Dla córki. Nie. Dla siebie. Bo jest od września miłośnikiem hoi. Zaskoczenie miłe. Pan Ludomir szalenie sympatyczny. Fajnie spotkać w tak zwanym
realu pasjonata tych roślin. Ale co najważniejsze, swoją osobą zmotywował do dalszego działania na blogu. Bo blog czyta regularnie, nie tylko mój, ale i Edyty. I bardzo mu się podobają. Fajne uczucie usłyszeć od kogoś pochwały za to co się robi. Nie przeczytać, ale usłyszeć na własne uszy.
W takich momentach, myśliwy i jego psy gończe, jak wściekła sfora buszując po moim blogu, węsząc, w poszukiwaniu karmy,hm ... ich po prostu nie ma. Pstryk!
A co ja na to?
A mnie to lotto.
Maszeruj, albo giń.
Alleluja i do przodu.
Zgaduj zgadula, o kim była mowa?
* * *
I tym miłym akcentem zakończę posta, pozostając z nadzieją na kolejne nowości w kolekcji, które niebawem przybędą. Och, już nie mogę się doczekać. Ile ich będzie? 5? 10? Rany, nie liczyłam. Miejsce czym prędzej trzeba szykować, nowe kubeczki, woreczki i te wszystkie cuda. Wszak z daleka przybędą!