sobota, 30 kwietnia 2011

Z kwiatowego frontu - 1

Wittia Amazonica pomału kończy trzeci miesiąc kwitnienia. Non stop! To dopiero rekordzistka! 
Niech się epiphyllum schowa pod stół ze swoim jednodniowym kwitnieniem. Mam tu na myśli oczywiście pełny rozkwit, a nie okres, kiedy pąki dojrzewają. Choć wtedy epiphyllum już wygląda na kwitnące. Fakt, wielkości kwiatów nie da się porównać. Ale, po namyśle, chyba wolę coś, co kwitnie dłużej niż jeden dzień.
 Ciekawe, czy w środku będą nasiona?

Naprawdę bardzo dekoracyjna roślina.

I dwa maleństwa, zupełnie przypadkiem, niezaplanowane. Ot, wpadły mi w oko w hipermarkecie.
Ja nie fiołkowa, ale jak je zobaczyłam, to czemu nie?


Wiem, że nie są to odmianowe fiołki, na które obecnie jest moda. Ale mnie się podobają. 8,40 za sztukę. Grzech było ich nie wziąć :-)

piątek, 29 kwietnia 2011

Były sobie hoje trzy - hoya obovata - w trzech wariantach

Tuż za hoją kerrii, plasują się u mnie obovaty. Mam do nich słabość. Pierwsza jest tzw. allegrowa, przybyła latem zeszłego roku, z trzema bodajże liśćmi. Teraz ma ich zdecydowanie więcej i cztery stożki wzrostu. Nie lubi słońca. Przynajmniej u mnie. Liście jej blakną. Widać zresztą na pierwszym zdjęciu. Ten mały listek z prawej strony, widzicie? Kawałek jest ciemny, a bliżej środka jasny. Był pod spodem, pod tym większym liściem. Sami widzicie, która barwa ładniejsza? Jasne, że ciemna. Dlatego też hoja zmieniła swoje położenie na regał w dużym pokoju, przy drzwiach balkonowych. Zobaczymy, czy tutaj będzie jej lepiej.
Dwie pozostałe hoje, czyli "Picta" i "Silver Spot" przybyły ze stanu Marianna w USA. Obie mają się dobrze, choć jedna z nich traci variegację. Przestawiłam ją na ten sam regał, co zwykłą obovatę. Zobaczymy, może variegacja jej wróci? A może to "nieszczęsny" nawóz? Chyba muszę przeprowadzić poważne obserwacje!
Z tych trzech, tylko hoja obovata "Silver Spot" toleruje słońce, jakie dostaje u syna w pokoju.

Hoja obovata
Hoja obovata "Picta"
Hoja obovata "Silver Spot"

czwartek, 28 kwietnia 2011

Z hojowego frontu - 1

Pamiętacie, jak Wam pokazywałam 10 kwietnia kerrii reverse? Co wypuściła dwa stożki wzrostu z jednego środka? Oto ona.
Jeden stożek wzrostu zatrzymał się. Drugi za to wypuścił już trzeci liść. Nie wiem, czemu, jeden jest bardzo mało wybarwiony a drugi cały zielony. Może problem tkwi w nawozie? Zauważyłam, że hoje variegaty za specjalnie nie przepadają za nawozem. Przynajmniej u mnie. Niby naturalny biohumus, ale może variegatom to nie służy. Spróbuję odstawić jej nawóz i będę obserwować.

 
To dopiero początek sezonu. A hoja wystartowała do przodu, jakby chciała zająć I miejsce w rankingu najszybciej rosnących hoi. Zobaczymy, czy przegoni rekordzistkę variegatę zwykłą, która ... która ma 7 łodyżek kwiatowych! Pokażę tylko dwa :-)

 Nie mogę się doczekać. Moja pierworodna będzie miała kwiaty! 
Krzyczeć mi się chce ze szczęścia!

I nieszczęsna hoja meredithii bo inaczej nazwać jej nie można. Próbuje kwitnąć, choć nie wiem, czy cała roślina przeżyje. Nadal marnie wygląda :-(
W doniczce są trzy pędy. Jeden goły, ale najbardziej ukorzeniony. Drugi z liściem ledwo, ledwo, odpadnie lada dzień. I trzeci z liściem widocznym na zdjęciu. Jak hoja padnie, obiecuję, że więcej się na nią nie skuszę. Widocznie tak już miało być. Trzy razy to już maks mojej cierpliwości.

środa, 27 kwietnia 2011

O królowej wśród hoi - hoya polystachya

Hm.... jak tylko ją zobaczyłam, oczy zamieniły mi się w pięciozłotowe monety. A czemu? Grubość ich liści mnie zdumiała. Zastanawiałam się, czy są one prawdziwe. W dotyku wyglądały jak plastikowe. Tak grube i sztywne, że nie dało się wyczuć, czy mają w środku życie.
Przybyła ze Szwecji w czerwcu 2010 r. jako dwuwęzłowa cięta sadzonka.

Posadzona do sphagnum, bardzo szybko wypuściła korzenie. 
Po wypuszczeniu korzeni poszła w docelowe podłoże
 Wrzesień 2010 r.
 Marzec 2011 r.
 Uśpiony "pypeć" kwiatowy. Ciekawe, czy ruszy w tym roku.
Kwiecień 2011 r.

Wszystkie liście ma duże, prawie tej samej wielkości. Stoi przy oknie wschodnim, na regale, słońce dostaje tylko z przebłyskiem. Widzę, że to stanowisko jej służy. I pnie się do góry, jak królowa wśród hoi.  Jest tak piękna sama w sobie, że dla mnie może nie kwitnąć.

wtorek, 26 kwietnia 2011

O rhipsalisie wybarwiającym się na czerwono, czyli "Red Coral"

Roślinka przybyła z Niemiec późną jesienią 2009 r.

Co mogę o niej powiedzieć po ponad rocznej bytności u mnie? Na pewno uwielbia słońce, nie wiem, czy bezpośrednie, nie odważyłam się wystawić jej na balkon. Może w tym roku spróbuję ją trochę wietrzyć, kontrolnie, tylko wtedy gdy będę w domu. Na stałe wisi we wschodnim oknie, słońce ma do godz. 12. Jak jest dużo słońca, łodygi pięknie wybarwiają się na czerwono. Możliwe, że na bezpośrednim słońcu efekt opalenia byłby o wiele lepszy. Kwitnie? A owszem. Ale ... kwiaty są wielkości "łepka od szpilki", a czas ich kwitnienia jest tak mały, że trzeba naprawdę roślinę pilnować, żeby je dostrzec. Nie wiem, czy kwitną godzinę! I po kwitnieniu. Koniec! Ale w ich miejsce zaczynają tworzyć się na początku zielone, z biegiem czasu białe koraliki, które utrzymują się na roślinie około roku, jeśli przypadkiem się ich nie strąci. W ten sposób widać, ile kwiatków danego roku roślina miała.

W jakim siedzi podłożu? Wstyd się przyznać, ale nie wiem. Jest w tym samym, w którym przyszła. Planuję w tym roku dosypać jej trochę kaktusowej z domieszką torfu. Tak, uwielbiam torf, he, he.
Najchętniej wszystkie rośliny sadziłabym w torf. Nie wiem czemu. Tak mam.
Jak do tej pory roślina bezproblemowa.

Pąki  z 2010 r. Widać lekkie wybarwienie łodyg.

Obecnie roślinka ma sporo pąków. Ale niestety, nie mogę upilnować kiedy kwiatki są rozwinięte, żeby zrobić zdjęcie, bo albo są w pączkach, albo są już przekwitnięte. Może w najbliższy weekend je upoluję!

piątek, 22 kwietnia 2011

O niespodziance na hoya kerrii "spot leaf"

Donoszę, że nie tylko hoja kerrii variegata ma pędy kwiatowe. Hoja kerrii "Spot leaf" też. Bardzo się cieszę. Liczę, że w tym roku doczekam się na niej kwiatów. Ale będzie bal!

 
 A tak wygląda w całości
Całą zimę stała. Dopiero niedawno wypuściła kolejne piętro razem z pędem kwiatowym. Zupełnie się tego nie spodziewałam, szczególnie że hoja jest jeszcze mała. A przyszła do mnie z Tajlandii w zeszłym roku, wczesną wiosną, bodajże kwiecień to też był. Miała 4 węzły. Usilnie próbowałam ją ukorzenić w całości, to była moja pierwsza hoja, jaką ukorzeniałam. Niestety, traciła jędrność. Musiałam ciąć na kawałki. Ale udało się. Nie straciłam hoi. Ma bardzo ładne wybarwienia. Stoi na wschodnim oknie u syna w pokoju, słońce do godz. 12, z tym że jest trochę zasłonięta przez inne rośliny. Słońce nie operuje na nią w całości.

czwartek, 21 kwietnia 2011

Błyskawica - hoya sp. Palawan?

Przyszła do mnie z Florydy, z przystankiem w San Diego, podróżniczka światowa. Jestem pełna zachwytu dla niej. Jest to jedyna hoja, która ukorzeniła się praktycznie sama, w tempie ekspresowym. Siedziała w mchu sphagnum tylko tydzień i już miała małe korzonki. Przesadziłam ją do podłoża docelowego, przycisnęłam kamieniem. I rośnie dalej. Teraz kamienia już nie potrzebuje. Trzyma się mocno podłoża. Ukorzeniła się w całości, z pięcioma węzłami, nie straciła wigoru. No po prostu mistrzyni hojowa! Jeśli to jest jej cechą, to wszystkim ją bardzo polecam. Zero, dosłownie zero problemu, sama się ukorzenia i sama rośnie. Tylko jej wody trochę dać. A oto ona:

Hoja sp. Palawan
 Taką miała etykietę. Czy dobrze przeczytałam?

środa, 20 kwietnia 2011

Asclepiadaceae - huernia Schneideriana

Sezon 2011 rozpoczęty!
Bardzo sympatyczna huernia. U mnie kwitnie zawsze jako pierwsza wczesną wiosną i kończy ostatnia późną jesienią. W tym czasie kwitnie praktycznie bez przerwy. W zeszłym roku rekordem były 4 kwiaty rozwinięte równocześnie. Jedyny problem z nią jest taki, że gałęziaki są bardzo długie, potrzebuje drabinki. Bez niej nie jest w stanie utrzymać się w pionie. Kwiaty są bezzapachowe, jak u większości huerni. Stanowisko stałe: wschodni parapet kuchenny. Jest to stanowisko STAŁE - nie wystawiam jej na balkon. Pracuję zawodowo, nie byłabym w stanie jej zabezpieczyć na wypadek deszczu, burzy, wichury etc. Niestety, zimą jest mi ciężko utrzymać stapeliowate przy życiu, staram się mało podlewać, żeby nie doprowadzić do wyschnięcia rośliny z jednej strony i gnicia z drugiej. Nie jest to łatwe zadanie, stąd pozbyłam się sporo odmian. Zostawiłam sobie tylko ulubione w ilości 4 sztuki, które pokażę, jak tylko zaczną kwitnąć. Tutaj można obejrzeć wszystkie stapeliowce, jakie miałam.


I tak już będzie do jesieni :-)

wtorek, 19 kwietnia 2011

O hydrantach dwóch - hoya pootsii, hoya globulosa

Oczywiście, będzie o hojach. One zdecydowanie przodują w moim mieszkaniu. Tak się panoszą, że niedługo przejmą wszystko, każdy skrawek wolnego miejsca w moim domu. Ba, wyprą pozostałą zieleninę, rozrosną się jak chwasty i będą złośliwie szczerzyć zęby z radości, że przejęły całe terytorium.
Wracam do hydrantów. Mam dwie takie, jedna to globulosa, druga to pootsii. Pierwsza bawi się w hydrant od mniej więcej września zeszłego roku, druga trochę krócej, bo od stycznia tego roku. Ciekawe, czy coś z nich będzie. Ja jestem cierpliwa. Stoją w kącie, jak za karę. Wte albo we wte. Wybór należy do nich. Spoko ja dam radę. Ale czy one też? Oczywiście, żeby nie było. One takie do mnie nie przyszły. One takie stały się u mnie!
Haaaaa....
Hoja pootsii
Chyba rokuje, że coś z niej będzie, bo próbuje wypuszczać dwa pędy. Na górze roślina zakończona jest "kulką". Z początku myślałam, że jest to pęd kwiatowy. Nie jest to na pewno odcięty pęd. Hm... sama nie wiem. Czy możliwe jest, żeby koniec pędu był pędem kwiatowym?

Hoja globulosa
W jej przypadku, nie wiem, jak się losy potoczą. Stoi w miejscu. Hydrant żyje. Sprawdzałam, nakłuwałam, leci sok. Ale nic poza tym.

poniedziałek, 18 kwietnia 2011

O hoya parasitica - w trzech odsłonach ... podłożu i zasilaniu

Nie są to trojaczki od Izabell. Każda pochodzi z innego źródła, każda jest nowością w moim domu i każdej uczyć się będę. Mam nadzieję, że będą chciały ze mną współpracować, nie będą grymasiły i będą pięknie rosły.
Pierwsza dotarła parasitica variegata
Druga przybyła parasitica lao
Trzecia - parasitica GPS 7039


Wszystkie siedzią w ziemi do wysiewu i pikowania z domieszką perlitu, ziemi zwykłej kwiatowej/ziemi kaktusowej (w zależności, którą mam, śladowe ilości) i ziemi storczykowej (śladowe ilości, rozdrobnione na malutkie kawałki). Pół roku temu zrezygnowałam całkowicie z ziemi storczykowej jako podłoża do hoi. U mnie się nie sprawdziła. Zresztą, od początku nie bardzo mi pasowała, ale że była najbardziej polecana na forach kwiatowych, to poddałam się tej modzie. Okazało się, że modę powinno mieć się swoją, nie papugować po innych i robić po swojemu. Stąd zmiana podłoża. Ziemi storczykowej przestałam również używać do epifitów, też u mnie się nie sprawdza. Doszłam do wniosku, że ta ziemia nadaje się TYLKO do storczyków.

Wszystkie rośliny zasilam naturalnym biohumusem, co drugie podlewanie. Biohumus bez chemicznych dodatków. Trzeba czytać etykiety, bo nie każdy biohumus jest w 100% naturalny. I tego też będę się trzymać. Skończyłam z wynalazkami i kombinowaniem, bo to wcale na dobre nie wychodziło moim roślinom. Zdałam się na instynkt i tego Wam wszystkim również życzę.

Oczywiście, o postępach we wzroście będę Was informowała. To jeszcze maluchy, ale liczę na szybki i bujny wzrost. Ech, te hoje, hoje, hoje ...

niedziela, 17 kwietnia 2011

Przybyły Holenderki ...

Mmm... hm.... mniam .... cudne, piękne Holenderki. Oczywiście przeszły kwarantannę, obowiązkową kąpiel w Mospilanie. Nie chcemy mieć obcych pasażerów "Nostromo"! Będą przez jakiś czas pod specjalnym nadzorem służb specjalnych do zwalczania agentów obcego wywiadu.

Piękne kropusie (chyba mi palma odbija z ronda Charles'a de Gaulle'a, który mieszkał przy Nowym Świecie w Warszawie). Ja się nigdy nie pieszczę!
Link źródłowy



Ale do rzeczy, bo nie o tym być miało, choć palma nie powiem, niczego sobie. Pamiętacie jej poprzednie liście? O zgrozo! Ładne tylko z początku, wystarczyło parę miesięcy, a wyglądała jakby piorun w nią trzasnął. Potem dostała nowy pióropusz, który na długo się nie stał. Potem kolejny. Kto wie, ile ich miała, zanim dostała jakość na miarę europejskiej stolicy? To już 9 lat minęło, odkąd wzbudziła kontrowersje u wielu Warszawiaków ...
 


Link źródłowy
Tu jedno z jej wcześniejszych wcieleń














Link źródłowy
 




 A to coś, co palmą było przez długi, długi czas, strasząc obcych tego miasta ... Ja wiem, Ty wiesz, ale czy Oni wiedzieli, co autor tego obrazka miał na myśli?












Wróćmy do tematu tego postu, do holenderskich hoi. Sprawiłam sobie, na wiosnę, na lepszy nastrój, na lepsze jutro ...
Hoja sp. ETS 10 GPS 10135. Nazwa nad wyraz dziwna!  Ale co za fason, co za barwa, a ta tkanina? Wprost wymarzona na warszawskie salony, a ten wzór? Istne dzieło sztuki.


Kamienie w doniczce nie są bez znaczenia. Podtrzymują część pędów, które mają korzenie napowietrzne. Chcę w ten sposób od razu roślinę zagęścić. Jak korzenie "wgryzą" się w ziemię, wtedy kamienie usunę.
Ta hoja bardzo mnie zaskoczyła. Nie przypuszczałam, że będzie tak ładna. I do tego te plamki. Ciekawa jestem, czy one będą się zabarwiać na brązowo od słońca.  Powiesiłam ją na wschodnim oknie. Zobaczymy. 

Jest jeszcze druga kropusiowa, czyli hoja sigillatis. Czy hoje w ogóle są zwykłe? Nie. Każda jest wyjątkowa. Każda ma ukryte w sobie piękno. Każda ma amatora, nawet potwora. Talia jak osa, kształty szczupaka. Wzór jak rozmyty deszcz wiosenną rosą. O kim mowa? 

Hoja sigillatis GPS 10185


Hoja parasitica GPS 7039
Czym ona mnie urzekła? Ja wiem, Ty też ;-) Kto wie, o kim mowa? 

Hoja pachyclada GPS 10250

Pachyclada - taaak ... miałam. Niestety, padła, za długo świętowałam sylwestra na balkonie, mróz, do tego roślina podlana tego dnia, zabójstwo na miejscu, umarł w butach, pogrzebany za młodu. Koniecznie musiałam zdobyć kolejną i tym razem nie popełnić zbrodni o świcie. Czy to red, czy to white? E, nieważne. Ważne, że pachyclada!!! Od razu, żeby nie bawić się za długo, sprawiłam sobie dwa kawałki.

Teraz pytanie, czy sweter wełniany tkać będę niedługo? Oby nie!


 

sobota, 16 kwietnia 2011

O moim największym hojowym odkryciu - hoya EPC-204

Miała być mała. Znaczy się, mnie się zdawało, że ona z tych małych. Ale czy rzeczywiście? Oj wątpię szczerze, szczególnie, że każdy nowy liść jest duży, większy od liści, z którymi hoja przyszła. A skąd jest? Z dalekiej Tajlandii... przybyła pod koniec sierpnia 2010 r.

Zimą zbierała siły, by wczesną wiosną uderzyć z całej siły. Jak na razie rośnie bezproblemowo. Stoi przy wschodnim oknie.
Fajnie wygląda, niby razem, a jednak oddzielnie. Nie zamierzam jej ciąć. Jestem ciekawa, jak potoczą się jej losy.  Jeszcze nie wiem, czy to forma zwisająca, czy pnąca. Do zwisającej dolny pęd jest zbyt ciężki, a to przecież początek wzrostu. Za to do pnącej - pęd zbyt giętki. Hm...zobaczymy, jak dalej będzie rosła. Ale zapowiada się na bardzo ciekawą hoję.
 Białe nakrapiania wybarwiają się w słońcu na brązowo/bordowo, co mnie mile zaskoczyło. 
 A tak wyglądają nie opalone
 Jest piękna, jak lakierowana dama. 
Miodzio!!!

Mówią, kto nie ma w głowie, ten ma w nogach ... czy istnieje wersja reverse? Bo jak ta głupia przez pół soboty woziłam się z regałem epifitycznym z balkonu do mieszkania. I co z tego wynikło? Wyjazd z powrotem na balkon z salonu, bo? Bo Lulu wpierw działała, a potem spytała się szanownych panów z elewacyjnej windy, kiedy będą jej balkon na glans robić? I co powiedzieli panowie w gipsowych uniformach? Za dwa tygodnie psze pani, po majowym łykendzie. Kurka wodna, durna baba ze mnie, no to ja nazat  z tobołem abarot na balkon. I gdzie głowa była? Zatrzymała się na piątku zapewne. Pół soboty poszło, ot tak, pstryk iskierka zgasła...